Forum  Strona Główna
Poezja dla ciebie.


...Dar Pomiędzy Piórami

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Pisanina
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Gość






 PostWysłany: Czw 14:20, 28 Lut 2008    Temat postu: ...Dar Pomiędzy Piórami Back to top

Kilka kloacznych zakrętów nabrzmiałych zbyt ciasną przestrzenią zaułków, nie wróżyło tak szybkiego potknięcia się o porzucone skrzydło. Zresztą, niczego nie wróżył sam wieczór, zwisający niczym stara szmata z okopconej kuchnią kaflową latarni, wysokością ubliżając kominowi. Tylko cisza skapująca z rynien zbyt dziurawych, by cieszyć bezwzględnością półmrocznych uliczek, nadawała przymilający się ton w szczelnie zamkniętych oknach. Brokat odchodów czeluści Magellana zwilżający pióra, zniewalał spojrzenie stygnące odbiciem gwiazd, których z tytułu zatłoczonych kłótniami chmur, po prostu nie było. Srebrne tutki i szeptem miedzi pokryte chorągiewki, sprawiały wrażenie spójnego echa, gdzieś w kanałach ukrytej harfy, bo nawet same krople uchodziły rezonansowi roztrzepanego kryształkami puchu. Nasada była rozszarpana. Z rany sączyła się posoka o nienaturalnej barwie turkusu zatopionego w rydwanie chylącego się słońca. Skrzydło rosłe, rzekłbym potężne, drgało ponadnaturalną przestrzenią, jakby spoza mnie wydobywał się cień właściciela. Wydobywał?
- Kupisz to ścierwo? Może być za gotówkę lub na raty.
Zawisło nagle nade mną pytanie. Głos. W kroplach unoszącej się mżawki zapadał się we mnie drwiną nad wyraz potężnego fortepianu, którego młotki wprawiały w krzyk struny nie pochodzące z tej ulicy. Uchwytne prawie wzrokiem pulsowanie powietrza sprawiło, iż to coś odebrało mi chęć odwrócenia głowy, by sprawdzić kto to? A to ciągnęło dalej:
- Wiesz, może i ja jestem z tych, co gwiazdy po kieszeniach noszą, ale dzisiaj jest wyjątkowa sytuacja – to znaczy – dla ciebie wyjątkowa…
I nagle zamilkł.
Przez chwilę czekałem, po czym postanowiłem…
- Wiesz co? Wiem, dogadamy się – powiedział jakby domyślał się, iż to, że trudność w odwróceniu się odbiera mi lęk…
- Ty, porzucisz słowo, a ja oddam ci ścierwo gratis, no prawie gratis, w dobrze pojętym interesie. Co ty na to?
- To prawie gratis to, co? – spytałem jakbym był w jakimś amoku – Kurwa, zaraz! - Mimo lęku, który mnie paraliżował omijając usta, jakby tylko one były poza przestrzenią rynien, krzyknąłem:
- Kim jesteś i czego chcesz! Co mi proponujesz, i skąd się wziąłeś? Czego ode mnie chcesz?! Pot mnie zlewa poza deszczem, strach napycha mi gacie, a ty o jakimś kupnie, gratisach i że to w moim interesie! Jakie kurwa słowo?!
Przez moment pożałowałem, że w ten sposób dałem upust własnemu lękowi, gdyż pojęcia nie miałem, kim jest głos o fortepianowym tonie. Pojęcia nie miałem co lub kto za mną stoi.
- Nieważne – rzekł głos i ciągnął dalej – nie gniewam się, że tak się boisz, też bym się bał, choć nie bardzo wiem z czym kojarzyć lęk. Dobra, wróćmy do propozycji; widzisz, nasz zmierzch nadchodzi i nikomu nie jesteśmy potrzebni – zbędni niczym zużyty kondom – niektórzy z nas zamieszkali w sieci, a ja nie mam na to zgody i chcę dogadać się właśnie z tobą, bo ciebie znam najlepiej.
- Skąd? – zapytałem
- Narodziłem się z twoim lękiem, choć nadal nie wiem jak smakuje. Wiem natomiast jak smakuje kurz pod twoim łóżkiem. Zdębiałem.
- Tak, tak, to ja pilnowałem twojego snu, żeby nic złego cię nie spotkało.
Mimo lęku, który skumulował się w żołądku i postanowił gęstnieć odwróciłem się z zamkniętymi powiekami, po czym zacząłem powoli je uchylać z coraz mocniej walącym o żebra sercem. Przerażenie jakie spłynęło na mnie bardziej przenikająco niż deszcz, wprawiło mnie w nieopisany wręcz podziw, który sprawił, że rozchyliłem usta. Ogromna postać – ja nie jestem niski, ale on – jak na moje oko około trzech metrów, tłumiąca mrok i zarazem skąpana w lekkiej łunie lamp. Postać o jednym skrzydle, długich – chyba rudych – włosach, ubrana w dżinsową katanę i połatane spodnie. Był/była bosy/a, lecz w tej bosości było coś niezwykłego. Alabastrowe stopy niczym dzieło spod dłuta Fidiasza stały w kałuży, lecz nie było widać, żeby choć trochę się przybrudziły czy zmokły. Trudno było dostrzec twarz mojego trzymetrowego rozmówcy o fortepianowym głosie, za to bardzo dobrze widziałem jego zielone oczy. Stał wpatrzony we mnie, lecz teraz nie czułem już lęku, nie czułem wilgoci deszczu spływającego po mojej twarzy i włosach – zanikł też dźwięk żałosnych rynien i szum deszczowej ulicy.
Zaciągał się spokojnie papierosem nie odrywając od mojego spojrzenia swoich oczu. Miałem teraz wrażenie siebie, wrażenie mojego dotyku, wrażenie mojej chwili obłędu i ciepła spowitego poza deszczem. Harmonii sprzed wielu lat dźwięczącej lekkością wiatru o wielu barwach i snach. Byłem teraz – on był teraz mną, we mnie, na równi mnie bycia w nim. Tylko, że on spoglądał zielonym smutkiem odgarniając płomienne włosy jakby chciał lepiej mnie widzieć…
- Potrzebne mi twoje słowo by odejść – rzekł nagle cień twarzy, lecz teraz był trochę mniej fortepianowy, teraz bardziej przypominał harfę.
- Słowo? – zapytałem – na co ci moje słowo i dlaczego łączysz je z odejściem?
- Nie potrzebujesz już mnie, ani moich skrzydeł – powiedział pstrykając przydługim petem w rozdziawioną kałużę – więcej nie mogę ci dać ponad to, co masz, ponad to, co sam zyskałeś. Zresztą – tu na chwilę zamilkł, po czym mówił dalej – już się dopełniło, już sprawiło się moją decyzją, że to już to.
- Co? – zapytałem
- Wy nazywacie to czasem, dla mnie to na razie nie istnieje.
- Na razie? Przecież mówiłeś, że się narodziłeś z moim lękiem, więc jesteś częścią czasu, jego poruszenia i nieomylności.
- Dla ciebie się narodziłem, gdy odszedł Nuinda.
- Kto?
- Określacie ich Aborygenami. Wiesz, trudno mi mówić o tym, czego w zasadzie nie pojmiesz, w każdym razie nie teraz.
Zamilkł na dłuższą chwilę jakby chciał coś bardzo mocno przemyśleć, gdyż opuścił wzrok prosto w kałużę, w której to ja stałem.

- Pamiętasz jak chciałeś opisać nasze spotkanie i transakcję? Miałem odsprzedać ci skrzydło za flachę.
- Pamiętam – odparłem i zrobiło mi się smutno – skąd ty – i urwałem, gdyż wpłynęło we mnie przekonanie, że to jest rozmowa z istnieniem. Że on…
- Tak, znam każde twoje nie powstałe słowo, ale tylko znam, nie mogę z niego korzystać – wiesz, regulamin taki i nawet nie wiem, kto to ustalił, może On? Nieważne. Mimo, że to uczucie jest mi poniekąd obce, to znając ciebie wiem jak to wygląda.
- Co jak wygląda? – zapytałem
- Zmęczenie – odparł i dodał – chcę wreszcie dotknąć czasu, chcę utracić moc nasycenia i wypowiedzieć słowo, moje słowo. Dlatego odmieniłem transakcję - i nagle pociągnął mocno papierosa, którego nie wiem skąd wziął.
– Wiesz, flachę mogę mieć w każdej chwili, jednak nie mogę mieć słowa.
- Postawiłeś słowo na równi z odejściem – poczułem nagle chłód, gdy to powiedziałem, ale taki chłód wypełniony smutkiem i zrozumieniem, poczułem też zagubienie i lęk…
– Nie bój się – powiedział – nic ci nie grozi.
Zacząłem powoli wszystko rozumieć, zacząłem najzwyczajniej w świecie to wszystko czuć, skoro od samego początku był ze mną – choć w dzieciństwie odbierałem go, czułem go zupełnie inaczej, odbierałem go jako demona…
- Tak wiem – wtrącił nagle – i było mi smutno, że nie mogę ci tego wyjaśnić.
- Więc, teraz za pomocą czegoś, co mogę ci dać, Ty chcesz – o kurwa – ty chcesz po prostu umrzeć! I to właśnie nazywasz słowem! Co ty do cholery sobie myślisz, że kim ja jestem, rozdającym śmierć tropicielem skrzydlatych cieci?! Że dla twojej satysfakcji sprawię tobie odejście?! Zapewniam cię, że mylisz się mój drogi. Niczego takiego ode mnie nie dostaniesz.
- Nic jednak nie rozumiesz, powiedziałem już, że się dokonało, to ty wstępem opisu odebrałeś mi skrzydło i dałeś nadzieję na odejście. Jeżeli nie mamy skrzydeł, pozostajemy na ziemi jednej rodziny poprzez pokolenia, do szczytu wypełnienia. Taki dla mnie niezrozumiały zwód, bo każdy z członków twojej rodziny jednego z nas ma, więc byłbym ciągle nadplanowy. Nie jest mi to na rękę, bo wtedy będzie wyglądało to jak kara. Odczuwam zmęczenie zazdrością tworzonych słów i uczuć w twoich słowach. Dlatego zamiast pić, jak w twoim pomyśle, na twoje skrzydliska zamknięte w szkłach bezdennych zatraceń, postanowiłem skorzystać z wymyślonej przez ciebie transakcji i się z tobą dogadać.
- No dobrze, a powiedz no mi panie trzymetrowy – byłem już zły, mało zły, ja byłem wkurwiony – a jakże ci dam te słowo, co? Wyciągnę sobie je z gęby i dam, tak?!
- Przestaniesz pisać – zamarłem, jak to przestanę pisać, coraz bardziej rozumiałem dlaczego prawie gratis - wtedy z miliona słów obiorę sobie jedno…
- Już wiem, jakie „odchodzę!” - wykrzyknąłem
- Tak, wtedy pojawi się dla mnie czas, wtedy poczuję kałużę, w której stoję, wtedy poczuję deszcz i dym z papierosa. Wtedy dostanę jedyną możliwość rzeczywistego pożegnania się z tobą, jakiej nie dostał do tej pory żaden z nas. Możemy odejść, jeżeli za skrzydła ktoś da nam słowo, lecz to musi być gest z waszej strony. Tobie/mi się udało, pozbawiłeś mnie skrzydła, więc możemy dobić targu.
W tejże chwili poczułem ogromny smutek, poczułem napływające do oczu łzy, nie wiedziałem, co mam zrobić, miałem przed sobą piękno, które chce odejść jak zwykły, niejednokrotnie plugawy śmiertelnik.

– Więc jak, zgadzasz się?

- Co mam zrobić? – bez przekonania zapytałem, odczuwając coraz większy strach. – Jak sobie wyobrażasz mój dar dla ciebie?
- Wiem, nie będzie to proste dla nas obu – tu zamilkł na dłuższą chwilę, która zdawała się nabierać smaku zawieszenia zrównanego z deszczem.
– Wystarczy mi tylko, gdy wypowiesz się dla mnie wyrazem obdarowania, a twoja twórczość ściemnieje. Zaniknie. To trudna decyzja, lecz w zatoczeniu naszych spojrzeń ma sens. Gdy tak mówił do mnie, aura jego oczu zaczęła się zwiększać. Mogłem już uchwycić delikatne rysy ust, podbródka, kształtnego nosa. Teraz zieleń spojrzenia splotła się z mlecznością cery, którą widziałem coraz wyraźniej. Delikatny róż ust, prawie kobiecych, zaczął się skraplać lekkim uśmiechem, a wiatr znikąd, począł rozwiewać płomienne włosy, które okazały się dużo dłuższe niż przypuszczałem
- Nie obawiaj się utraty jasności, to tylko pióro skrzydła i będzie należeć do ciebie – mówił dalej rozkładając ramiona i osierocone skrzydło w przeogromny wachlarz, ale nie patrzył już na mnie, a światło z niewyjaśnionym dla mnie źródłem padało na niego, na nas coraz intensywniej, jak deszcz i wiatr bez czucia momentu naprężenia mroku, który umykał spod naszych stóp. Czułem spokój i rozchodzące się na podobieństwo orgazmu ciepło z roziskrzonymi motylami od łona po skrzyżowane na piersi ramiona…


- Zadaję ci słowo! – krzyknąłem i z rozhisteryzowanym płaczem opadłem na kolana, jakby nagle podcięto wiatrem moje skrzydła. Nie mogłem się powstrzymać od łez wypełniających dłonie, w których skryłem mokrą twarz. Niczym dziecko pod pręgierzem niesłusznej kary ryczałem dopełniając pode mną rozbełtaną kałużę własnego odbicia. Widziałem poprzez łzy, że łuna światła poczęła blednąć, cichnąć, pojawił się odgłos szlochających rynien i plusk rozsypanych kałuż, poczułem zimno, jakbym nagle dostał gorączki i przeszył mnie śmiertelnie lodowaty dreszcz. Dotarło do mnie, że jestem cały przemoczony, ze zwisającymi strąkami włosów, oblizującymi moje usta. Z niewyjaśnionym brakiem, stratą czegoś, czego już nie odzyskam, co do tej pory było nieświadomą częścią mnie. Częścią, która dudniła w moich skroniach jeszcze słyszalną, lecz zanikającą harfą słowa dziękczynienia…
- Odchodzę!
Pozostałem sam klęcząc, z ciszą deszczu pomiędzy kroplami a własnym płaczem. Miejsce gdzie spoczywało skrzydło spowijał zapach jaśminu. Nie, nie oszukał mnie, czułem je w sobie każdym muśnięciem pióra, osadzonego w rydwanie chorągiewek słońca, jedynej na świecie transakcji.
 
cieniu1969
Administrator


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 6420
Przeczytał: 0 tematów


 PostWysłany: Czw 15:35, 28 Lut 2008    Temat postu: Back to top

jest tu wiele zwrotów znalazłam które mi się podobają
np:rozdziawiona kałuża-pewnie temu że rozdziawa tez jestem

ja tu jeszcze posiedzę mith
bo tu jest fajnie
i co jakis czas coś nowego wyczytuje
ty terapeuto:)


Ostatnio zmieniony przez cieniu1969 dnia Czw 15:36, 28 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
 
Zobacz profil autora
Gość






 PostWysłany: Czw 15:38, 28 Lut 2008    Temat postu: ... Back to top

Miło Ciebie gościć..............gdybyż było możliwe zrobiłbym Ci kawy
 
cieniu1969
Administrator


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 6420
Przeczytał: 0 tematów


 PostWysłany: Czw 15:49, 28 Lut 2008    Temat postu: Back to top

chcę ci podziekować za otworzenie mi oczu
teraz jestem gotowa zupełnie na zmiane w zyciu
i juz wiem co mam robić...nic mnie powstrzyma
by trwać nadal w niepewności

powinieneś to swoim podopiecznym dać
jako lekture
 
Zobacz profil autora
Książę Półkrwi
Gość





 PostWysłany: Pią 0:40, 29 Lut 2008    Temat postu: Back to top

świetny txt; liryczna rozmowa autora-peela
z natchnieniem; pełna emocji, nostalgiczna
 
BlackAngel
Gość





 PostWysłany: Pią 1:49, 29 Lut 2008    Temat postu: Back to top

Witaj Mithril:)
Jestem pod dużym wrażeniem...bardzo poruszył mnie ten Twój utwór,ba nawet łezka się w oku zakręciła...świetnie napisane,klimatyczne...Czytało się jednym tchem:)
 
cieniu1969
Administrator


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 6420
Przeczytał: 0 tematów


 PostWysłany: Śro 22:37, 23 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

warto tu wracać
oj warto:)
 
Zobacz profil autora
Gość






 PostWysłany: Śro 22:51, 23 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

ciekawe czytało się jednym... ale to już ktoś mówił
 
LukreŚ
Gość





 PostWysłany: Nie 11:43, 27 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

Cudowne. Klimat i w ogóle. Popieram przedmówców :)
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Pisanina Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach