Forum  Strona Główna
Poezja dla ciebie.


Władek pojechał do syna i cz II ok. pozdro

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Pisanina
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Gość






 PostWysłany: Nie 17:44, 10 Sty 2010    Temat postu: Władek pojechał do syna i cz II ok. pozdro Back to top

Aniuta krzątała się po kuchni i co raz do dopychała coś do torby.
- Łazęga wróciła- skwitowała wejście Władka i nawet nie zadała sobie trudu by na niego spojrzeć. Nadal pakowała zawiniątka do torby.
- Łazęga, łazęga- burknął Władek i zaczął zaglądać pod pokrywki garnków.
- Co koleżka nie nakarmił?- powiedziała z sarkazmem i kątem oka spojrzała , aby sprawdzić stan trzeźwości męża.
-A co to moja baba, żeby mnie karmił?
- Grunt, że chociaż napoił. Jutro do syna jedzie, a dziś smutki topi.
- Kobieto co ciebie w zad ukąsiło?- Rozeźlił się Władek.-Syn to co, jaki papież czy co? Pchasz już tyle, że torba trzeszczy, a mnie jutro krzyż chyba wyskoczy jak to przyjdzie mi taskać na PKS.
- Tobie wiecznie wszystkiego szkoda, dzieciom wieziesz, a nie obcym jakim.
Anita zasunęła zamek w torbie, choć z niemałym trudem jej to przyszło.
- Zaniosę to do chłodka , żeby nie pomarnowało się przez noc, bo rano nie będzie czasu na ładowanie.- powiedziawszy to, dźwignęła torbę choć nie z małym wysiłkiem i poniosła za drzwi.
- Uffffff!- odetchnął Władek. Już myślał, że z tą butelką od Antka do wieczora będzie chodził. Szybko wyszedł z domu i wstawił między leżące porąbane drzewa, żeby rano jak będzie na PKS szedł zabrać po kryjomu.
W nocy jakoś ciężko mu się spało i wracał się z boku na bok, jakby jakie mary nocne go nawiedzały. Śnił o tym, że po powrocie Antek na jego gospodarce osiadł i zrobił się w Zaścianku jak bam baryła jaki. Zerwał się z łóżka i wyszedł na ganek, żeby zapalić papierosa i cybuchowym dymem złe sny odegnać.
Noc była gwieździsta i zapach maciejki rozchodził się wokół. Posmutniał, że musi wyjeżdżać, ale pocieszał się, że to nie emigracja na zagranicę żadna, tylko delegacja parodniowa.
Spojrzał tylko na księżyc i pogroził mu kułakiem burcząc pod nosem przekleństwa, jakby to on był sprawcą jego złego spania.

Ranek był trochę chłodniejszy, tak więc Władek wyjął z szafy odświętny garnitur i wzuł pantofle.
- Oj Władek ty teraz jak taki ogolony i pachniuszczy* dziekałonem* to jak jaki sołtys co to do rady gminnej stratuje.- Aniuta zachwycała się eleganckim widokiem męża.
- Przestań! toż w gościnę i do miasta nie pojadę w gumiakach i drelichowym odzieniu.- Skwitował Władek, ale w głębi serca zrobiło mu się przyjemnie, że żona po tylu latach małżeństwa, jeszcze tak zachwyca się jego widokiem.- a jaką odzież na zmianę mnie włożyła? Bo nie będę paradował co dzień jak jaki minister.
- Włożyła, włożyła!- Aniuta przestała już tak się zachwycać widokiem męża, który tymi słowa sprowadził ją z obłoków wspomnień.- To może chodź do PKeSu podwiodę* ?
-Nie trzeba, nie trzeba!- Władek machał ręką jakby odganiał od siebie natrętną muchę. Dobrze pamiętał, że ma jeszcze ukrytą przesyłkę i nie chciał, żeby żona dowiedziała się o podarku od Antka.- Toż ja nie dzieciak drogę znam.
Władek dźwignął pokaźną torbę i na chwilę przykucnął z wysiłku.
- Co ty tam napakowała? Parszuka całego czy co?- Władek, aż pobielał ze złości.
- Parszuka sruka! Trochę parszuka i parę kurek, słoiki z ogórkami i warzywa trochę, bo u nich wszystko trzeba za pieniędzy kupować.- Odpowiedziała rozeźlona Aniuta.
- A u nas to niby samo rośnie? Nie trzeba nawozów kupować, nie trzeba obrabiać tak?!
- Idź już! Idź bo PKS nie taksówka, czekać nie będzie.- Żona wypychała Władka z domu, który po mimo wysiłku, dźwignął torbę.- A nie zapomnij napomnieć jego, żeby z Dorotko się podzielił, bo to siostra jego a nie jaka obca baba.
- Dobra, dobra! Czort podkusił, że zgodził się na taką delegację.- Mruczał Władek pod nosem i skierował się w kierunku stodoły.
Aniuta stała w progu i zastanawiała się co on robi, bo w przeciwną stronę ruszył.
- Władek, ty zdurniał?! Czy już mozgi* odpił?! Toż ty w drugim kierunku idziesz!!!!!!!
- Ja wiem gdzie idę!- Odkrzyknął- Nie chcem kogo na ulicy spotkać i czasu marnotrawić do PeKaeSa, to za stodołami pójdę.
-Kobieto schowaj się już do chaty, bo zaraz do drzewa dolezę, a jak wytłumaczę, że polana przewracam- Modlił się w duszy.
- Całe buty zakurzysz i kostiuma* !- Nadal krzyczała za nim.
Władek nie zwracając uwagi na krzyki, człapał dalej. Doszedł już do usypanej kupy z porąbanych polan i ni jak nie mógł wymyślić sposobności na wyciągnięcie Antkowego podarka.
Nagle przykucnął przy skrytce zaczął coś gmerać.
- Władek co tobie? Zasłab czy co?- Aniuta przestraszyła się nie na żarty, sądziła, że chyba przesadziła z ładunkiem i Władkowi rence odmówili posłuszeństwa. Już zeszła na pierwszy schodek kiedy w jej kierunku odwrócił się mąż.
- Nic mnie nie jest!- krzyknął- Sznurówka się poluzowała i muszę zawiązać.
Odkrzyknął i udawał, że zawiązuje buta.
- Oj! Chwała Bogu! Bo już myślała, że co złego się stało!
W tym momencie odezwał się gwizdek czajnika z kuchni. Anita zawróciła na pięcie i pognała do domu.
Władek westchnął ciężko i jakby kto gonił czarta świeconą wodą wyciągnął litrową butelkę, z bursztynową zawartością i szybko schował pod marynarkę jak największy skarb .
Westchnął ciężko podnosząc torbę i ruszył w kierunku przystanku PKS.
Całe szczęście, że po drodze nie spotkał nikogo znajomego i zdyszany dotarł na przystanek. Nie czekał za długo, bo za chwilę na szosie pomiędzy polami PGR a lasem ukazał się nos Autosana.
Zatrzymał się bez oporu, a nie tak jak kiedyś kiedy kierowca widząc gromadkę ludzi czekających na kurs PKS, a zazwyczaj był przeładowany zatrzymywał się z 100-200 metrów za przystankiem, aby wysadzić rozeźlonych pasażerów, którzy nie chcieli na piechotę wracać około 1 kilometra od następnego przystanku.
Władek z największym trudem wtaszczył torbę na schodki autobusu, a kierowca wściekłym wzrokiem spojrzał na jedynego pasażera.
Autobus był prawie pusty, bo w końcu był to środek lata to i podróżnych było nie wielu.
- Połówkę do Białegostoku proszę- powiedział grzecznie Władek.
-Panie, a za walizkę kto zapłaci?!- odburknął kierowca.
- Niech nie będzie taki mądry! Jaka to waliza?! To bagaż najzwyklejszy, chyba mogę taki ze sobą taskać?- Nie dawał za wygraną Władek.
- Może, może, ale przepisy jasno mówią jakie wymiary ma bagaż podręczny.- Dalej oponował kierowca.
- Panie kochany- ściszył głos Władek- Do syna jadę, trochę tego i tamtego baba naładowała, to i wypchane takie się zdaje. Żeb nie było pana krzywdy kupie normalny bilet, a mnie da ulgowy. Może być?
Władek uśmiechnął się szelmowsko jak do jakiej młódki, a w środku trząsł się jak dobrze zrobiona galareta.
- Dobrze panie niech i tak będzie, 9 złotych-powiedział kierowca i postukał palcami po klawiszach i wyszedł papierek cienki jak świński sik.
Władek wziął bilet z uśmiechem na twarzy, ale jak tylko usadowił się na fotelu, a torbisko, postawił koło drugiego siedzenia spojrzał na bibułkowy paragon, na którym widniała cena za kurs i ilość kilometrów.
cena za kurs 3.12 złotych+ 22 %vat razem =4 złote, 42 kilometry.
- Oż ty psi synu jeden!-i wiele innych niecenzuralnych myśli przemknęło przez głowę Władka.

Po niecałej godzinie Władek był już na dworcu PKS w Białymstoku. Harmider i ruch panował tu wielki.
Autobusy, samochody jeździły w tę i we w tą. Przez megafony na stanowiskach co raz było słychać zapowiedź jakiegoś kursu.
- Ot z tego Białegostoku jaka metropolia powstała- pomyślał- Ostatnimi czasy jak ja był, to takiego harmidru tu nie było.
Władek trochę pogubił się w tej aglomeracji, choć dobrze pamiętał jak ma dojść na przystanek MPK i w jaki autobus wsiąść, żeby do syna pod sam blok zajechać, ale wolał nie ryzykować i potaskał torbę na pobliski postój Taxi.
Podszedł do samochodu, a tu ku jemu zdziwieniu kierowca wyskoczył jak lokaj i zaraz za torbę chwyta. Władek przeraził się trochę, ale ten uspokajał go, że do bagażnika postawi i wygodniej mu będzie. Władek z niechęcią, ale jednak oddał torbę. Kierowca z uśmiechem na twarzy wziął za bagaż, ale kiedy chciał podnieść do góry, usta wykrzywiły mu się w drugą stronę i Władek poczuł jakiś dziwny zapach, choć jakiś znajomy.
Wspomniał tedy jak to on letniczkę Klarę odbierał z dworca i jej kufry na wóz ładował, aż piardnął z wysiłku.
Władek tylko uśmiechnął się i jak panisko wsiadł do samochodu.
Nie rozmawiali za wiele po drodze, bo i Władek nie miał ochoty, bo zapatrzony był przez okno na krajobraz i mijające go samochody, bo u nich w Zaścianku to kilka na godzinę przejeżdżało, a i tak wiadomo czyje to były, a kierowca chyba zawstydził się tym, że był postawny człowiek, a z taką torbą miał tyle problemów, żeby wsadzić ją do bagażnika.
Po paru minutach Władek znalazł się pod podanym adresem. Nic za wiele się nie zmieniło od ich ostatniej wizyty z Aniutą jak tylko ich syn z rodziną przeprowadzili się na blok.
Władek uregulował należność i sam wytaskał bagaż, żeby po raz wtóry nie zawstydzać kierowcy, a i on nie kwapił się zbytnio do pomocy.
Dzieciaki pod blokiem biegały jak spuszczone ze smyczy psy. Darły się i przekrzykiwały nawzajem.
Władek zatęsknił za Zaściankiem i ciszą, no ale skoro przyjechał tu musiał zaakceptować panujące tu obyczaje.
Wszedł do klatki schodowej i z trudem pokonywał stopnie pnące się do piętra na, którym mieszkał Marek. W końcu lekko zdyszany stanął pod drzwiami z numerem 25 i zapukał dwa razy.
Usłyszał chrzęst naciskanej klamki i w oczach jego ukazała się sylwetka wysokiego mężczyzny.
Szczupły i króciutko ścięty, ale pomimo wszystko gdzie niegdzie widać było siwiznę połyskującą miedzy ciemnymi włosami.
- Co za niespodzianka! Tato! Wchodź proszę!- Marek zapraszał do domu.
Władek przeszedł próg drzwi i stanął jak zamurowany. Mało co nie puścił torby z ręki.
-Marek ty co?! Wilka w domu hodujesz?!-zapytał zaskoczony kiedy za pleców syna wyskoczyło coś wielkiego i białego. W pierwszej chwili wyglądał jak biały wilk.
-Fox! Spokój!!- Marek skarcił psa, a ten niechętnie wycofał się do tyłu, ale bacznie obserwował nowoprzybyłego.- Ha, ha nie tato, to mieszaniec Husky i Wilka no i wyrosła taka bestia.
Wytłumaczył syn. Fox nieufnie przyglądał się nowemu gościowi, ale z każdą chwilą coraz bardziej ufał i starał się poznać bliżej obwąchując z każdej możliwej strony.
- No psa masz pięknego-przyznał Władek.- Postawny i jak wilk wygląda. Ja sam psa nie mam, ale w sumie dla mnie on nie potrzebny. Po sąsiedzku pies i suka, jak ten rwie łańcuchy do niej to i po moim obejściu polata, tak że jaki nieproszony gość może tęgo się pomylić.
-Tak tato, ale zawsze pies to pies.- nie skończył zdania kiedy z pokoju wyszła synowa Anna.
-Dzień dobry tato.-Powiedziała i podeszła się przywitać.
- Dzień dobry Aniuta.- Odezwał się Władek. Synowa była imienniczką jego ślubnej, tak że jemu różnicy to żadnej nie sprawiało.- Widzę, że poprawiła się. Musi w końcu jeść zaczęłaś, bo jak z zagranicy wróciłaś to wyglądałaś jak śmierć na chorągwi.
- Tak, tak, jak się siedzi na zadzie i dziecka pilnuje to i poprawiła się.- Skwitował syn.
Anna skrzywiła się jakby kto jej na język nadepnął i powiedziała- Niech tato przechodzi do pokoju, nie stoi tak w korytarzu.
- Już córcia idę ,już tylko pantofli zzuję.
-Tato przestanie, tato nawet nie sprzątane- protestowała Anna.
-Oj ja by chciał zdjąć te kajdany, bo ja nie przywyk do takich tufli* .- skrzywił się Władek i nie mógł się doczekać kiedy je zrzuci.
Władek przekazał torbę synowi i wszedł do pokoju i wygodnie usadowił się w fotelu, a za chwilę odezwał się jakby był u siebie w Zaścianku.
- Matka dała wam mięso i jakieś warzywo, ale prosiła żeby z Dorotą się podzielili.
- Dobrze tato, zadzwonię do szwagierki i niech przyjeżdża, bo ja jej wozić nie będę.- Powiedziała Anna wychyliwszy się z kuchni i po chwili w niej znikając.

- A dzieci gdzie? Nie ma w domu?- zapytał Władek.
- Niedługo powinny być- odezwała się gospodyni z kuchni- W domu nie usiedzą.
- No patrzę, że wasze pałacy blasku nabierajo, sufit pobielony i ściany papierem poklejone. Ładnie, ładnie- Pokiwał głową Władek rozglądając się po pokoju.- Tylko te wasze okna jakieś komedne* , zawsze myślę, że ja na jakim statku podwodnym. Na boki nie popatrzysz, a tylko do góry.
- Oj tato!- powiedział Marek.- Takie dali to takie wzięliśmy, nie było czasu na marudzenie.
Władek tylko pokiwał głową i machną ręką na odczepnego.
Fox na ten gest podniósł łeb i spojrzał na Władka, ale za chwilę ponownie wyłożył się na podłodze i zamknął oczy.
- O ho! To chyba nie od mamy prezent?- powiedziała Anna i wychyliła się z kuchni trzymając w ręku wielką szklaną butlę o bursztynowym kolorze.
- Oj! Zapomniał ja!- Władek wstał pospiesznie z fotela i podszedł do synowej, żeby zabrać Antkowy podarek, bo nie wiadomo co babom do łba strzeli i taki skarb mogą zmarnować. Kiedy wziął butelkę w ręce wiedział, że nic już złego stać się nie może.- Widzisz Marku, to prezent od chrzestnego. To nie byle berbelucha* , tylko jak to mówi Antek „ Limitowa edycja i spust ‘Ducha Boru’”, tak to nazywa, a skąd on takie mądre słowa zna, tego ja nie wiem, a i nie wiem co to oznacza?
Władek postawił butelkę na stole, która wpadające przez dachowe okno promienie słońca zamieniła w piękną tęczę na ścianie.
- To jak pryzmat działa. Jakie śliczne kolory na ścianie.
Aż żona wyjrzała z kuchni w obawie czy to już samogon zadziałał, czy może coś jej mężowi uroiło się.
Jednak zobaczywszy to samo tylko przytaknęła.
Władek spojrzał na syna i podrapał się w głowę.
- Czy i ty zdurniał? Jaka pryzma? Przecież pryzmę to na zimę koło chaty się usypuje.
- Hahahaha –zaśmiał się Marek.- pryzmat tato, pryzmat! To takie szkło co to normalne światło zamienia na kolorowe jak tęcza.
Syn tłumaczył najprościej jak umiał.
- „Limitowana edycja”, to takie coś, że tego jest tylko parę sztuk i bardzo drogo kosztuje, to też nie każdy może takie coś mieć.- Wyjaśniał nadal.
- Teraz to i ja oświecony, no to Antek faktycznie tobie podarek sprawił.- Władek uśmiechnął się, że rozjaśniło mu się w głowie i, że choć teraz będzie znał dwa nowe słowa. Żeb znowu jakiej głupoty nie palnąć, bo to przy tych miastowych to prawda, że lepiej słuchać niż chalapę rozdziawiać.
- Tato może kawę zrobić czy herbatę?- zapytał syn.
- Nie, nie trzeba.- protestował może tylko szklankę wody ja by prosił, bo spiekota się zaczyna, a i u was tu jakoś duszno, choć te lufty w dachu pootwierane.
Marek poszedł do kuchni nalać wody. Kiedy Fox stanął na równe łapy i potruchtał do drzwi wejściowych.
- Dobry pies, musi cudzego wyczuł jak tak do drzwi poszedł- skomentował Władek.
Wtedy otworzyły się drzwi i do domu weszła dziewczyna i chłopak.
- O! dzień dobry dziadku!- powiedziała blondynka. Podeszła i cmoknęła go w policzek. Władkowi zrobiło się przyjemnie, że wnuczka pomimo już kobiecych kształtów ma szacunek do starszych.
- Oj Patrycja!, nie całuj starego dziada, to dla młodych zostaw mnie starczy dzień dobry.
Patrycja była wysoką dziewczyną o blond włosach, aż za ramiona.
Uśmiechnęła się tylko z żartu dziadka i poszła do kuchni.
wszedł wnuk Krystian, też wysoki jak na swój wiek, ale szczupły na Władka oko za bardzo. Rzekł tylko sucho.
- Dzień dobry. - I zawracał się na pięcie by wrócić do swojego pokoju.
- Może tak łaskawie podałbyś rękę dla dziadka na przywitanie?!- Groźnie spojrzał na syna Marek.
Krystian niechętnie aczkolwiek posłusznie odwrócił się i podał rękę Władkowi.
- Dzień dobry Krystian.- Odpowiedział Władek i podał mu spracowaną dłoń.- Czego się czepiasz dzieciaka? Ty taki kulturny był za baszmałyka* ?- Strofował go Władek.
Wnuczek odwrócił się i coś burczał pod nosem odchodząc do pokoju. Marek udał, że tego nie widzi i podrapał się w czoło, żeby nie wybuchnąć złością.
- Doczekał się ty potomstwa, a czym wy ich tu żywicie? Drożdżami czy jako osypko* , że tak porośli.- Władek próbował zmienić temat, bo zauważył zażenowanie syna.
Wówczas z kuchni wyszła Patrycja przeżuwając kęs, a resztę kanapki trzymała w dłoni.
- Tato, oni jedzą tylko oczami, ale słodycze i inne pierdoły to zjadają jak głodomory i dojadają kanapkami.- Odpowiedziała Anna.
- Może by tak już wyszła z tej kuchni i posiedziała z nami?
- Zaraz tato, zaraz tylko obiad przygotuję, bo chyba nie będziecie pić tego pod wodę?
- Nie skądże!- Oponował Władek.- Przecie to byłaby kalumnia dla warsztatu Antka, żeb taki specyfik samo wodo zapijać, choć byli takie co zapijać nie chcieli wcale, ale kiepsko kończyli zazwyczaj.- Zaśmiał się tajemniczo.
- Może z psem byś wyszedł? Bo kręci się po domu.- powiedziała Anna.
- Może któreś z dzieci by wyszło? Przecież gościa mamy w domu.- skwitował Marek.
Naraz z drugiego pokoju odezwał się chórek.
- Ja zraz do Wasilkowa na osiemnastkę jadę- krzyczała Patrycja.
- Ja do babci jadę- wtórował jej Krystian.
- No i masz, zawsze nie ma komu, ale do zabawy to wszyscy lgną jak muchy do gówna.- Zeźlił się Marek.
- To i ja może świeżości zażyję i przejdę się z tobą, tylko niech mnie Aniuta te odzienie da co moja przyszykowała na zamianę, bo ja nie minister i tak świątecznie nie muszę paradować.
Anna przyniosła zawinięte w torebkę foliową rzeczy i podała Władkowi.
Po minucie z łazienki było słychać tylko bluźnierstwa.
- A żeb jo grom jasny spalił, a żeb ona końca czekała i nie wiedziała kiedy on nadejdzie.- Władek przeklinał siarczyście tak, że wszyscy domownicy stanęli w bezruchu a nawet Fox podniósł się zdziwiony. Pierwszy do drzwi łazienki podszedł syn.
- Tato coś się stało?- zapytał zdziwiony i lekko przestraszony.
Władek wyszedł z łazienki w tym samy ubraniu co przyjechał a pakunek trzymał w ręku.
- Patrzaj! co ta durnowata baba mnie na podróż spakowała.- Mówiąc to w dwóch rękach trzymał ubrania.- Jedną koszulę na zmianę i marynarkę od letnika* . Żeb ja wiedział, że ona taka durnowata to sam by sobie odzienie spakował, ot czort podkusił przed wyjazdem w torbę nie zajrzeć.
Władek spąsowiał ze złości.
- Tato nie martw się znajdę coś tobie na przebranie.- Powiedział syn.
Władek popatrzył na niego z pod ukosa.
C.D.N


* pachniuszczy- gwarowo na Podlasiu, Pachnący
* dziekałonem*- z j. rosyjskiego, perfumy, woda kolońska
* Podwiodę- na Podlasiu gwarowo, podprowadzę.
* Mozgi- na Podlasiu gwarowo mózg, rozum.
* Kostium- gwarowo na Podlasiu garnitur.
* Tufli-Tufle z j. rosyjskiego pantofle.
* Komedne- gwarowo na Podlasiu śmieszne.
* Berbelucha- gwarowo samogon.
* Baszmałyka- baszmałyk, żartobliwie w gwarze na Podlasiu małe dziecko.
* Osypko- śruta zbożowa do karmienia trzody chlewnej i bydła.
* Letnika- Letnik gwarowo, w okolicach Podlasia marynarka na lato, typu sportowego.
 
cieniu1969
Administrator


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 6420
Przeczytał: 0 tematów


 PostWysłany: Nie 19:30, 10 Sty 2010    Temat postu: Back to top

poczytam jutro bo sola po gałach dostałam
i zmieniłam tytułWesoly))
 
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Pisanina Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach