Forum  Strona Główna
Poezja dla ciebie.


Trójkąt równoramienny .Inspiracje (Marcel Proust) - 2006

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Pisanina
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Marcin Rajski
Gość





 PostWysłany: Czw 20:40, 03 Kwi 2008    Temat postu: Trójkąt równoramienny .Inspiracje (Marcel Proust) - 2006 Back to top

Wiktor obudził się około piętnastej. Dzień miał się już praktycznie ku końcowi. Jednak to co miało istotne znaczenie dla mężczyzny i na co czekał tak długo, miało stać się nocą . Spojrzał na pościel. Nie pamiętał, kiedy spał ostatnio na prześcieradle, prześcieradło miało tą cechę, że szybko się kotłuje, a ciągłe jego poprawianie jest męczące i zabiera zbyt dużo czasu, dlatego też dawno już zrezygnował z jego używania na rzecz koca, podwójnie złożonego i mocno wciśniętego w krawędzie sofy, rozkładanej, choć nie był w stanie przywołać nawet z najdalszych zakamarków pamięci widoku złożonego legowiska, dzięki czemu koc potrafił miesiącami nie zmieniać swojego położenia i nie zmuszał Wiktora do wysiłku w postaci poprawiania go. Kołdra ,niestety, ze względu na cel , jakiemu służyła, nie mogła być tak posłuszna i trzeba było ją poprawiać nawet kilkakrotnie w ciągu nocy, zwłaszcza jak miało się sen niespokojny i wielokrotnie zdarzało się przewracać z boku na bok, teraz leżała zsunięta na wysokości stóp, tworząc kształtem wypiętrzenie, będące efektem tajemniczych ruchów górotwórczych, coś na podobieństwo Karpat lub innego pasma górskiego. Pamiętał, że będąc dzieckiem zafascynowanym kolarskim Wyścigiem Pokoju, używał kołdry jako materiału do tworzenia etapów górskich, dla kolarzy, którymi były samochodziki Matchbox , kupowane w Pewexie lub Baltonie za jednego dolara. Te zawody były częścią wielkiego touru, składającego się z kilku wyścigów i posiadały duży stopień skomplikowania, wymagały prowadzenia zapisów wyników poszczególnych etapów, a rywalizacja pomiędzy uczestnikami opierała się na rzucie kostką i przesuwaniu pojazdów, o tyle swojej długości w kierunku mety, ile oczek pojawiło się po rzucie. Jednak nie wszystkie wspomnienia z dzieciństwa związane z kołdrą były tak przyjemne, pamiętał, że po jego łóżku wędrowały nie tylko samochodziki przesuwane jego ręką, ale także niewielkie, dziesięciocentymetrowe ,szare ludziki, na których poruszanie nie miał żadnego wpływu. Leżał wtedy sparaliżowany, starając się nie zwracać na siebie uwagi wędrujących stworków, które sprawiały wrażenie, że wiedzą dokładnie gdzie i w jakim celu przemieszczają się, jednak nic z ich krążenia nie wynikało. Chłopczyk wiedział dobrze, że w chwili, gdy zrobi jakiś ruch, ludziki zainteresowane, zaczną się do niego zbliżać i będą to robić tak długo, jak poruszenie się nie skończy, kiedy to z kolei wrócą do poprzednich zajęć, a więc chodzenia w mniejszym lub większym stopniu w kółko, bez wyraźnego kierowania się w stronę twarzy chłopca, jednak będą to czynić , jak gdyby ośmielone poprzednimi wydarzeniami, bliżej, sprawiając wrażenie zadowolonych ze zdobycia nowego terenu, które to zdobycie możliwe było tylko po poruszeniu się dziecka. Wiktor pamiętał , że potrafił leżeć w bezruchu godzinami ,wpatrzony w maszerujące ludziki, najbardziej jednak przerażający był fakt nieuchronności , tego co musiało nadejść, bo stworzonka wcześniej czy później, choć raczej później, nudziły się tym bezcelowym zamętem, grupowały się i kładły poziomo wyprostowane na pościeli, w ten sposób że głowa jednego ludzika dotykała nóg drugiego, tworzyły ponad metrową linię, która zlewała się i przemieniała w węża, który w odróżnieniu od swych części składowych, znał dokładnie swój cel i zaczynał pełznąć w stronę twarzy małego Wiktorka. Chłopiec zaczynał wrzeszczeć , budząc wszystkich pozostałych domowników, ktoś zapalał światło, a węża już nie było. Cóż dziecko miało koszmarny sen, ktoś bagatelizował, jednak ze względu na cykliczność tego zjawiska, podarowano mu plastikowego węża, który ze względu na prostotę swej budowy wywijał się tylko na lewo i prawo, jednak spełniał swoje zadanie i zniechęcał stworki do przemieniania się w szarego węża, z obawy, jak sądził chłopczyk, przed przegraną w konfrontacji z plastikowym odpowiednikiem. Dopiero dobrych kilka lat później , na długo po tym, jak ludziki przestały odwiedzać małego Wiktora, tenże przeczytał w jakimś fachowym czasopiśmie, że tego typu halucynacje są niezbyt częstym, ale jednak występującym zjawiskiem u dzieci w wieku około siódmego ,ósmego roku życia.
Wiktor wstał. Rozejrzał się dookoła. W kanale MTV widział program, w którym młodzi ludzie wpuszczali do swoich pokojów przedstawiciela płci przeciwnej, taki kontroler lub kontrolerka sprawdzała kilka sypialni potencjalnych kandydatów, by wybrać ostatecznie pomieszczenie najbardziej odpowiadające własnym gustom, co z kolei z właściciela pokoju czyniło partnera życiowego osoby oceniającej. Mimo ,że Wiktor uważał, że program , tak jak większość rozrywek skierowanych do amerykańskiej młodzieży ,jest bezdennie głupi, to jednak zdał sobie sprawę, że jeśli możliwość znalezienia kochanki, uzależniona była od wystroju własnego pokoju, to byłby skazany na dożywotni onanizm. Praktycznie nie znajdowało się tu nic, jeśli nie liczyć rzeczy oczywistych takich jak wykładzina, okno, parapet, ściany, podłoga, wspomniana już sofa. Był jeszcze telewizor, który ustawiony był na taborecie, na środku pokoju, tak by można było się w niego wpatrywać leżąc wygodnie na sofie, podłączony był do kontaktu w taki sposób, że kabel zwisał w powietrzu, uniemożliwiając całkowicie poruszanie się między ścianą , a telewizorem, co z kolei nie bardzo martwiło Wiktora, bo w jednometrowej przestrzeni za odbiornikiem nie znajdowało się nic oprócz pustej ściany, a więc nie było najmniejszego sensu, żeby się tam udawać, a nawet jeśli znalazłby się powód, którego to Wiktor nie był w stanie sobie wyobrazić, to zawsze można było obejść telewizor z drugiej strony. W kącie znajdował się karton, po tymże telewizorze, w którym znajdowały się książki , w drugim kącie niewielki stolik, na którym stał monitor od komputera, na ziemi znajdowała się jednostka główna i drukarka. Na ścianach nie było żadnych ozdób, żadnych kwiatów, żadnych półek, nie było tez szaf, szafek i różnych tego lub innego typu dodatków, mających na celu upiększenie pomieszczenia, czy też sprawienie go bardziej przytulnym, bo trudno do tej kategorii zaliczyć rozrzucone po ziemi części garderoby ,kilka pustych plastikowych butelek po nie gazowanej wodzie mineralnej, czy jedno opakowanie po kefirze truskawkowym.
Usiadł przed komputerem. To właśnie ten szatański wytwór zachodniej cywilizacji był przyczyną, dla której wstał dziś grubo po południu. Wczorajszego ,piątkowego dnia , tak jak co dzień , zasiadł przed monitorem i odpalił internet, zdając sobie doskonale sprawę z faktu, że cyberprzestrzeń nie oferowała mu niczego wartościowego, mimo to powtarzał ten rytuał codziennie od kilku miesięcy, nie wiedząc do końca, czy jest już ofiarą złożonego zespołu uzależnienia od internetu, czy jeszcze nie, a to z tej prozaicznej przyczyny, że nie znał swojej reakcji na odstawienie używki, skoro włączał globalną sieć codziennie. Chyba pragnął być uzależniony, bo w takim wypadku mógłby rozpocząć walkę z tym kolejnym nałogiem ,co z kolei nadawałoby jego życiu sens, do czasu gdy nie odniósłby kolejnego zwycięstwa , tak jak bywało to już wcześniej z innymi środkami, bardziej namacalnymi, i po którym to pyrrusowym zwycięstwie, doszedłby ponownie do przekonania, że jego żywot nie ma żadnego celu. Wczoraj wszedł na czat. W tym momencie pojawiło się kilka opcji, mógł wejść do pokoju przeznaczonego dla lesbijek, przedstawiając się jako sympatyczna czternastoletnia Anulka, która zauważa u siebie zainteresowanie swoją płcią i dlatego chciałaby porozmawiać ze starszą, bardziej doświadczona koleżanką, która mogłaby wprowadzić ją w arkana miłości rodem z Lesbos. Tutaj jednak zawsze pojawiało się pytanie, czy po drugiej stronie nie znajduje się onanizujący się pięćdziesięcioletni mężczyzna, równie , a może nawet jeszcze bardziej niedojrzały emocjonalnie niż Wiktor. Po głowie przeszło mu jeszcze kilka innych równie kreatywnych pomysłów, by ostatecznie zdecydować się na nick „Wiktor 28”. Nasłuchał się wielokrotnie opowiadań, o poznanych na czacie kobietach, które rozpalone do granic czerwoności, literkami wklepywanymi przez wirtualnych kochanków, nie będąc w stanie powstrzymać się przed wszechogarniającą żądzą, rzucały wszystko i przyjeżdżały na umówione spotkanie i oddawały się nieziemskiej rozpuście. Z wszystkich tych historii, jedyną prawdopodobną wydawała się ta opowiedziana przez kuzyna ,do którego miała to przyjechać nastolatka poznana na czacie, a prawdopodobieństwo tego zdarzenia, związane było z faktem szczegółowego opisywania nie tyle samego stosunku, co sposobu, w jaki kuzyn przekonał młodą rozpustnice do spółkowania. Zwrócił on uwagę, na aspekt, który nie pojawiał się w relacjach innych rzekomych internetowych uwodzicieli, którzy nie mówili o obawach, jakie wiązały się ze spotkaniem poderwanej kobiety, bo przecież sam fakt umówienia się w określonym miejscu z ,jakby nie było, nieznajomą musiał być równie stresujący dla mężczyzny i nawet jeśli w mniej lub bardziej oględny sposób określony był cel spotkania, to przecież wcale do seksu dojść nie musiało. W chwili gdy na ekranie pojawiło się odwieczne, kultowe „cze” przesłane przez niejaką „dyskretną 33” , Wiktor nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że bardzo dobrze zrobił wsłuchując się i analizując opowiadanie kuzyna, bo rady , które zostały mu przekazane oraz wyciągnięte wnioski miały doprowadzić do obcowania w rozkosznych zmaganiach z autorką, tego lapidarnego trzyliterowego słówka. Zdaję sobie sprawę, że w tym miejscu męski czytelnik oczekuje przekazanie jakiejś uniwersalnej zasady, która na wsze czasy okaże się skuteczną metodą przechodzenia delikatnej granicy pomiędzy wirtualnym ględzeniem a namacalną penetracją., jedyną jednak radę, jaką mogę dać, to słowa , które zwolennicy skrajnego liberalizmu w ekonomii i wolnego rynku kierują do rządów państw : „ nie przeszkadzać” . Bo prawdą jest niestety, że to kobieta musi wejść na czat z zamiarem uwiedzenia jakiegoś rozmówcy płci przeciwnej, bo przecież tylko naiwność może kazać wierzyć w to , że niesamowita umiejętność doboru słów, wystukiwanych na klawiaturze, może zachęcić kobietę, do odbycia podróży , czy tym bardziej zaproszenia mężczyzny do siebie w celu, nazwijmy w końcu rzeczy po imieniu, pierdolenia, bo mam nadzieje, że czytelnik nie zapomina , że mówimy właśnie o tym, a nie randce, która to zmierza do poznania się i dopiero z czasem owocować może jedną , czy nawet cyklicznie powtarzaną kopulacją, i co też istotne, nie mówimy o płatnej miłości. Tak więc jeśli będziesz miał szczęście drogi czytelniku spotkać taką niewiastę na swojej wirtualnej drodze, to jedyne co musisz robić, to nie zniechęcać do siebie, dla dodania otuchy zaznaczam, że prawdopodobieństwo poznania internetowej nimfomanki jest statycznie wysokie, jakaś jedna na sto, a więc wystarczy powtarzać próby, by ostatecznie trafić. Wiktor kąpał się , przygotowując do spotkania , zaplanowanego na parkingu samochodowym przed Mc. Donald’sem, wprowadzając w czyn rady kuzyna, poprzez cykliczne powtarzanie ruchu ręką, które kolokwialnie zwane jest „trzepaniem gruchy” , bo trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że mimo , iż kobieta przyjeżdżała w celach wiadomych, to przecież , to czy ostatecznie zdecyduje się podzielić swymi wdziękami, w dużym stopniu uzależnione było od wrażenia jakie ewentualny, przyszły kochanek zrobi w trakcie pierwszej gadki szmatki, co za tym idzie ,by uniknąć niepowodzenia, należało zmyć z wyrazu oczu napis „chcę cię ruchać” i zastąpić słowami „witam serdecznie”, a chyba nie ulega wątpliwości, ze w tych jakże podniecających okolicznościach jedyną metodą , by to osiągnąć było właśnie wspomniane już strzepanie gruchy . Wyobraźmy sobie miłe zdziwienie kobiety na fakt, że o to podchodzi do niej mężczyzna , któremu obiecała się oddać, co choćby ze względu na społecznie akceptowane normy stawia ją w niezręcznej sytuacji, a ten okazuje się szarmanckim dżentelnem, żadnym gestem nie dającym poznać celu schadzki. Efekt obojętności wywołany samogwałtem, mijał jednak szybko , co tylko przybliżało kochanka do kolejnej ejakuacji, tym razem w objęciach kobiety, bo przecież ta mogła uznać, że jej uroda i osobowość mogły tak szybko zmienić zimnego, kulturalnego młodzieńca w rozpalone zwierzę.
Wiktor jadąc samochodem, uzyskawszy chwilowy spokój wewnętrzny, w wyniku przytoczonych okoliczności, zastanawiał się nad tym , jaką kobietę, starszą od siebie o pięć lat spotka. Z natury był pesymistą , dlatego nie spodziewał się piękności, z resztą takie z pewnością nie muszą szukać seksu w taki sposób, nie widział specjalnego problemu w wypadku jeśli partnerka okaże się brzydka, zawsze przecież mógł ja wziąć od tyłu, chciał tylko żeby była w miarę zgrabna i co najważniejsze w miarę szczupła. Śmiał się na myśl, że spotka grubaskę, to by była tragedia, nie obawiał się jednak takiej sytuacji, bo przecież grubaski zmierzające do zaliczenia faceta, czynią to w efekcie przebywania z przyszłym partnerem przez dłuższy czas, po to by dać mu się oswoić z myślą poobracania baleronku. Zaparkował , wyszedł z samochodu , od strony poblisko zaparkowanego dostawczego Forda, zbliżała się niewysoka kobieta. Podeszła , miała ładną twarz i była , no cóż, obrzydliwie gruba. Wiktor musiał całkowicie zweryfikować swoje opinie na temat praktyk godowych grubasek. Co robić? – zadawał sobie pytanie.
Godzinę później siedzieli oboje w pomieszczeniu przystosowanym do oglądania kina domowe, jednakże nie w rozumieniu telewizora z wyjątkowo dobrą jakością dźwięku i obrazu, lecz w znaczeniu dosłownym, a więc w zacienionym salonie, znajdującym się poniżej poziomu gruntu, w którym znajdował się rzutnik podłączony do odtwarzacza DVD, na ścianie, a ściślej rzecz biorąc na prześcieradle, które stanowiło ekran, śpiewał i grał Rod Steward, a jego głos dochodził do dwojga widzów ze wszystkich stron. Wiktor cały czas zadawał sobie pytanie - Co robić? Jeszcze na parkingu, będąc całkowicie zdruzgotany widokiem, który się przed nim ukazał, stracił całkowicie rezon, zwłaszcza gdy Ewelina, bo tak miało na imię to pulchne stworzenie, zaproponowała, żeby udali się na tańce, wtedy chwytając się ,jak tonący brzytwy, zasugerował, żeby udali się do niego, chcąc uniknąć kompromitacji, w sytuacji, gdyby został dostrzeżony w miejscu publicznym przez kogoś znajomego.
Ewelina ,początkowo, co zrozumiałe spięta, wyraźnie rozluźniła się. - Wiesz. Mam męża. Nie układa się jednak między nami najlepiej, on podupadł na zdrowiu i teraz ja muszę prowadzić sklep, a on praktycznie nic nie robi, siedzi tylko w domu, dzieci jednak wolą jego, a ja znowuż wyprowadziłam się do matki, matka ,jak zobaczyła mnie w drzwiach z tobołami, to spytała się , na jak długo tym razem, a on tylko siedzi w domu i nic nie robi, dzieci buntuje, bo one wolą jego, a ja poznałam Norwega, bardzo się polubiliśmy ,ale on pojechał teraz do Norwegii i nie wiem, kiedy wróci i może nie wróci, ale na pewno , będziemy pisać do siebie, ale on słabo mówi po polsku ,a ja jeszcze słabiej po angielsku, bo wiesz on mimo, że jest Norwegiem , to bardzo dobrze mówi po angielsku, bardzo się polubiliśmy i szkoda , że wyjechał, chodziliśmy na tańce, bo wiesz ja nigdy nie tańczyłam wcześniej , ale z Johanem często chodziliśmy na tańce, bo ja wcześniej tylko pracowałam i wychowywałam dzieci, a teraz jak mój mąż zachorował, to ja chciałam mieć więcej czasu dla siebie i dlatego zaczęliśmy chodzić na potańcówki z Johanem, najbardziej lubię Dodę i Mandarynę, bo przy ich piosenkach bardzo fajnie się tańczy. Może pojedziemy jednak potańczyć?
Wiktor zrobił to , co każdy zdrowy, normalny mężczyzna zrobiłby na jego miejscu, wstał i poszedł po pól litra , które miał schowane w lodówce. Nalał sobie drinka w proporcjach pół na pół , zaproponował też to samo , jak się okazało, właścicielce sklepu spożywczego.
- Chyba nie chcesz mnie upić ? – zapytała.
Groteskowość tego pytania polegała na tym, że jeśli, ktokolwiek miał zamiar się upić , w tym celu, by z większą swobodą podejść do współżycia , to był nim właśnie Wiktor, bo mimo, że w myślach dramatyzował swoją sytuacje, to tak naprawdę, ani przez chwilę nie zrezygnował z zamiarów, a to co w pierwszym momencie wydawało się misją niewykonalną , z każdą chwilą nabierało rumieńców i zaczęło się jawić , jako nie co karkołomne, ale jednak przyjemne, zupełnie nowe doświadczenie. Mógł przecież już na parkingu zakończyć ledwo rozpoczęta znajomość, nie potrafił jednak być aż tak bezwzględny w stosunku do swojego poczucia estetyki, by przystąpić do działania bez pomocy ze strony wódki czystej, zwłaszcza w obliczu monologu, którego był jedynym słuchaczem.
- Jeśli nie masz ochoty, to nie pij. – odpowiedział. Zdecydowała się jednak na lekkiego drinka.
Minęło jeszcze około godziny, wypełnionej kolejnymi opowieściami Eweliny, z rzadka tylko przerywanymi krótkimi uwagami Wiktora, kiedy to mężczyzna zauważył , że praktycznie sam wypił ponad połowę butelki i jeśli chciał jeszcze stanąć na wysokości zadania, to musi podjąć odpowiednie kroki właśnie teraz, bo dalsza konsumpcja trunku skończy się niechybnie pijaństwem.
- To co robimy? – zapytał.
- Nie wiem.
- Idziemy do łóżka?
- Tak.
Wstali i poszli do jego pokoju.
To co działo się przez najbliższe dwie godziny, na sofie, na którą Wiktor spoglądał teraz, siedząc przed komputerem, zmieniło jego ugruntowany pogląd na temat przyjemności , jaką można czerpać z kobietą. Bo cała dotychczasowa aktywność seksualna Wiktora, w sferze jakości i intensywności doznań, była tylko marną namiastką tego ,czego doświadczył z niezbyt pociągająca tak fizycznie, jak i intelektualnie puszystą kochanką. W tym tłustym ciele skrywała się Bogini Sexu, która każdym swym ruchem przeczyła teorii, jakoby najlepszymi kochankami, były kobiety atrakcyjne, które to , dzięki dużemu zainteresowaniu płci brzydkiej, częściej miały zażywać rozkoszy cielesnej, a co za tym idzie poznały lepiej sztukę kochania. Można by , wysnuć wniosek, że mniej atrakcyjne niewiasty starają się zadowolić mężczyznę w pełni, po to by zyskać jego przywiązanie, jednak w obliczu niezwykłości umiejętności Eweliny, taka interpretacja spłycałaby istotę rzeczy, która opierała się na przeświadczeniu, że jest ona talentem naturalnym, samorodnym, brylantem wyjątkowym już w swej pierwotnej postaci, nabierającym jeszcze większej wartości w wyniku wieloletniego szlifowania przez najlepszych. Już po pierwszych zmaganiach Wiktor zrozumiał, że przy tej mistrzyni, jedyne co mu należało robić to pozwolić jej na nieskrępowane prezentowanie swojego talentu w pozycji na jeźdźca i rzeczywiście Ewelina w pełni wykorzystała daną jej szansę zaprezentowania swego geniuszu , wywijała się na wszystkie tylko możliwe sposoby, przy czym nigdy nie zaburzając harmonii , tak jakby jej ciało niezależne było od narządów płciowych i jeśli umiejętnie zmieniała rytmikę i nachylenie pchnięć to czyniła to w żaden sposób nie wynikający z przyjętej w danej chwili pozycji, których ciągłe zmiany były zaledwie gimnastycznym dodatkiem, prezentującym sprawność fizyczną pulchniutkich kształtów. Ta błyskotliwa prezentacja nie mogła nie spotkać się z reakcją mężczyzny, lecz kobieta za każdym razem wyczuwała bliskość zbliżającej się kwintesencji, schodziła z bioder młodzieńca i dostarczała mu następnych, niezwykłych doznań, obdarowując swoim kunsztem w zakresie pieszczot oralnych, które jakością dorównywały poprzednim wyczynom, gdy tylko zaś poczuła, że może wrócić do poprzedniego spektaklu siadała na powrót na kochanku. Ta przemienność trwała około godziny, do chwili, kiedy po kolejnej zmianie Wiktor wytrysnął w ustach kobiety, która przyjęła ten dar z posłuszeństwem i radością, godnej tylko takiej mistrzyni, to co stało się zaś później , kazało Wiktorowi po raz drugi w życiu , pomyśleć „ gdybym nie zobaczył tego na własne oczy , nie uwierzyłbym”, a za pierwszym razem miało to miejsce, gdy był świadkiem ,jak pewien osobnik skręcił jointa jedną dłonią. Otóż kobieta już w trakcie ejakuacji, zaczęła bardzo silnie łapać dłońmi boki i uda kochanka, wbijając się boleśnie palcami w jego ciało , szybko zmieniała punkty, które dotykała opuszkami , tak jakby dokładnie wiedziała, jakich miejsc szuka, trwało to około minuty i zakończyło się ponownym dosięściem mężczyzny, bo jak się okazało, celem tego nietypowego masażu było unikniecie odpływu krwi z najbardziej w tej chwili istotnej części ciała, a więc zapobiegało utracie erekcji. Nie zaznawszy przerwy kontynuowali, to co czynili, przez kolejną godzinę, tym razem jednak finał miał miejsce w pochwie kobiety, a tuż przed nim Ewelina złapała rękę Wiktora, wymownie zażądawszy stymulacji jej najczulszego punktu, bo przecież, po tym dwugodzinnym występie zasługiwała na rozkosz w postaci połączenia dwóch rodzajów uniesień, Wiktor zrozumiał, że musi spełnić jej oczekiwania, co z resztą było jak najbardziej sprawiedliwe, choć niebywałe wręcz przyspieszenie, jakie miało miejsce na samym końcu, groziło nie tylko konstrukcji sofy, ale także połamaniem stawu biodrowego, zwłaszcza biorąc pod uwagę ciężar, z jakim miał do czynienia. Kobieta szczytowała chwilę po kochanku.
Pożegnali się czule i mimo, że Ewelina napomknęła o ponownym spotkaniu, to Wiktor dał zrozumienia, że nie chce by to nastąpiło, bo jaki sens miałoby ponowne wejście na Mount Everest, jaki sens miałoby ponowne lądowanie na księżycu. Przyćmiłoby tylko wartość pierwszej randki, którą dzięki jej jednorazowości ,Wiktor rozpamiętywać będzie i hołubił do końca życia. Ewelina stała się ofiarą swojego talentu.
Wiktor wpatrywał się w sofę i zdawał sobie sprawę , że mimo wszystko , wczorajszy dzień nie znaczył nic w porównaniu z tym, co czekało go tej nocy.

* * *

Marta siedziała wygodnie na fotelu, popijając soczek, pociągając od czasu do czasu nosem, co stanowiło ostatni objaw całonocnego potoku łez, spowodowanego wczorajszymi wydarzeniami.
Wpatrywała się w ekran telewizora, na którym leciała jej ulubiona kreskówka, gdzie ulubieni bohaterowie zmagali się z kolejnymi trudnościami, a były one niebagatelne, biorąc pod uwagę, że zmagać z nimi musiało się rodzeństwo młodych bardzo dzieci. Dziewczynka, a mówiąc ściślej, krowa, bo właśnie krowa odgrywała rolę dziewczynki, razem z wujkiem znalazła się na dachu własnego domu i nie była w stanie z niego zejść, tragizmu sytuacji dodawał fakt, że było bardzo gorąco, co groziło poważnymi konsekwencjami , na dodatek nigdzie nie było brata, brata który był de fakto kurczakiem, a rodzice dawno gdzieś wyszli i nie było wiadomo , kiedy wrócą. Można by było posądzać rodziców o nieodpowiedzialność, gdyby nie to, że przecież o opiekę poproszony został wujek, który teraz razem z krową uwięziony był na dachu, lecz mimo że był dorosłym, nie wiele był w stanie zrobić, bo był kurczakiem bez kości. Skoro nie miał kości, nie był w stanie się poruszać, co zasadniczo było przyczyną opresji w jakiej znalazł się obecnie z własną bratanicą, bo chcąc krówce umilić czas, bawili się w ich ulubioną zabawę, czyli podrzucanie kurczakiem bez kości w górę i łapanie go opadającego. Krowa i wujek uwielbiali tą grę, w której dziewczynka chwytała stryja w pysk , wyrzucała w powietrze i próbowała złapać, co nie zawsze się udawało i kończyło się często bolesnym upadkiem , jednak bezkostny kurczak nie zrażony, wybaczał jej i pozwalał kontynuować. Niestety ta niewinna zabawa skończyła się wyrzuceniem wujka aż na dach, a co gorsze krówka, wchodząc do góry w celu uratowania krewnego, przypadkowo odepchnęła drabinę , przez co nie było drogi powrotnej. Na szczęście ,jak to w bajkach, wszystko skończyło się pomyślnie, bo wrócili rodzice, których nie było , jak się okazało tylko dziesięć minut, a powietrzni rozbitkowie zostali wyswobodzeni, i nawet konieczność odwiezienia kurczaka bez kości do szpitala, gdyż przypiekł się nieco na blaszanym dachu, nie mogła zmącić ogólnej radości.
Można byłoby zadać pytanie, dlaczego dwudziestosześcioletnia kobieta oglądała tak idiotyczną kreskówkę. Można byłoby zadać pytanie , dlaczego tak idiotyczna kreskówka w ogóle puszczana była w telewizji. I z pewnością pierwszą kwestię można by było wytłumaczyć przypadkiem , czyli stwierdzeniem , że Marta włączyła Cartoon Network mimochodem i zaciekawiona groteską pozwoliła sobie obejrzeć filmik do końca, niestety jednak, bajka leciała nie bezpośrednio z kablówki , ale z magnetowidu, co sugerowało , że seans nie tylko był celowy, ale wręcz dziewczyna zadała sobie sporo trudu, żeby zarejestrować obraz, by móc go później odtwarzać. Co więcej przeglądając filmotekę napotkać można było więcej kaset z innymi bajkami , i tak w kolekcji znajdowały się przygody Świstaka i Pawiana, Atomówek, czy Dextera w jego laboratorium, sama klasyka. Tak czy owak Marta odpowiadała zawsze tak samo, twierdząc, że ta twórczość dostarcza więcej wrażeń duchowo- artystyczno- intelektualnych niż „ Klan” , „ Moda na Sukces” ., „ M jak miłość” , program Kuby Wojewódzkiego, czy Szymona Majewskiego razem wzięte i rzeczywiście trudno odmówić jej racji. Choć przyznawała, że cieszy ją, że nie jest dzieckiem w tych czasach, i mogła wychowywać się na „Bolku i Lolku”, bo wpływ psychodelicznych bajek na umysły małolatów nie został jeszcze do końca zbadany.
Poprawił się jej nieco humor i mogła spokojnie przemyśleć, to co stało się wczoraj.
Wracała z pracy tramwajem tym co zwykle, nie żeby nie miała samochodu, ale dotrzymywała czasem towarzystwa koleżankom, które tak bardzo pragnęły jej towarzystwa, a ona nie potrafiła im odmówić tej małej przyjemności, co wcale nie świadczy o jej dobroci, bo nie zależało jej zbytnio na ich przyjaźni, z drugiej strony nie świadczyło to też o złej stronie charakteru, w postaci egocentrycznej potrzebie brylowania, bo z natury była samotniczką, lecz los od zawsze skazywał ją na samotność w tłumie, tak jakby podwójnie karząc ją tym piętnem, bo przecież samotnik przebywający wiecznie sam, ma tą przynajmniej radość, że jest sam, zaś Marta zmuszona była pokutować w centrum zainteresowania, którym od zawsze była obdarowywana i potrafiła znosić to godnie , nie dając najmniejszych oznak niezadowolenia i nigdy nie będąc rozszyfrowana. Dodatkową atrakcją wspólnej podróży był fakt, że każdej środy i piątku na drugim przystanku wsiadał mniej więcej dwudziestokilkuletni młodzieniec, który imponował współpracownicom urodą, wzrostem, prezencją, ubiorem, uśmiechem, kulturą, a tego dnia był piątek. Boski Adonis , bo tak go nazywały, był stałym punktem rozmów, a raczej chichotów, koleżanki uwielbiały się na niego patrzeć, szepcząc sobie do ucha, jakie to niezwykłe rzeczy chciałyby z nim robić. Boski Adonis przyglądał się kobietom i zdawał się mówić, że wie, czego się od niego oczekuje, bo z takim zainteresowaniem spotyka się nagminnie i choć w prawdzie, często je wykorzystuje, to powstaje pytanie, czy któraś z nich jest na tyle odważna, by podejść i sprawdzić, czy dziś ma na to ochotę, bo przecież nie mogą liczyć na to, że on zrobi pierwszy krok, wszak jest zbyt piękny i rozchwytywany, by taki krok kiedykolwiek robić musiał. Ta bezbolesna i nie zobowiązująca gra pozorów trwała tygodniami i jeśli wczoraj Marta zdecydowała się to zmienić, to dlatego, że po pierwsze wracała sama, a po drugie nie widział powodu, żeby tego nie zmieniać. Wcale nie pociągał ją tak bardzo, z resztą żaden się taki nie znalazł nigdy, ale skoro przyzwyczajona była do udawania, to może poudawać, jak bardzo jej zależy na seksie, który przecież też był powodem , dla którego postanowiła, zaprosić go do siebie. Co więcej chciała speszyć tego dupka, który, każdym ruchem mówił , patrzcie jaki ja jestem wspaniały, bo nie lubiła takich mężczyzn i to nie z powodu zazdrości , wszak była o wiele piękniejszą kobietą niż on był pięknym mężczyzną, a jeśli pozwalała sobie od czasu na zarozumiałość z tego powodu, to tylko dlatego, że będąc zawsze najjaśniej świecącą gwiazdą w towarzystwie ,spełniała tylko oczekiwania gawiedzi. Usiadła koło niego, położyła dłoń na jego kroczu i zapytała się czy pójdzie do niej. Odpowiedział, że tak.
Andrzej , bo tak miał na imię, okazał się niestety, tym kim okazać się musiał, biorąc pod uwagę jego dotychczasowe zachowanie.
- Co środę i piątek chodzę na basen – rozpoczął, siedząc już wygodnie w mieszkaniu Marty, popijając jednoroczną, bo przecież i tak nie dostrzegłby różnicy, wyrokowała gosopodyni, whisky z colą – Dbam o wygląd, chodzę też na masaż i pedicure, uważam , że kto nie dba o siebie, nie jest do końca człowiekiem, wiem , że jestem atrakcyjny i nie widzę powodu, żeby tego się wstydzić, czy ukrywać, skoro i tak każdy to widzi, ty też jesteś niczego sobie, inaczej nie zgodziłbym się przecież tu dziś przyjść, ale twoja obstawa jest beznadziejna, wiedziałem , że wcześniej czy później się na to zdecydujesz i nie powiem , nawet mnie to ucieszyło.
Miała już dość tych bredni, uklękła przed nim i zaczęła rozpinać mu rozporek. To był ten moment ,który lubiła najbardziej. Zawsze jest ta chwila niepewności. Jaki będzie ? Duży czy mały? Gruby czy chudy? Prosty czy zakrzywiony, a jeśli zakrzywiony , to w którą stronę? Uwielbiała celebrować ten moment, próbując przez spodnie ocenić rozmiar, tego co zaraz się w niej znajdzie. W końcu wyciągnęła penisa na zewnątrz, nie zawiodła się był dość pokaźny, choć miała już do czynienia z większymi, ale końcówka była właśnie taka, jaką lubiła, duża i pulchna. Cieszyła się w duchu, że tak pogardza tym młodzieniaszkiem, bo dzięki temu, będzie mogła śmiało skupić się na swojej przyjemności.
Tragedia. Spuścił się już po paru ruchach w ustach Marty . Piękny Adonis miał przedwczesny wytrysk. Rozebrała się i dała mu szansę zaspokoić ją oralnie. Niestety, jego nieumiejętne starania, choć trudno uznać, że w ogóle się starał , nic nie wskórały. Sugestia, żeby zainteresował się łechtaczką, była chybiona, bo najwyraźniej w świecie, takie słowo usłyszał po raz pierwszy, po uwadze zaś by włożył język do środka, odpowiedział, ze się brzydzi, co całkowicie odebrało jej resztki nadziei na choćby maleńki orgazm i jeśli pozwoliła jeszcze wejść na siebie, to tylko po to, by skończyć tą farsę, którą około minutowa penetracja ,zakończona kolejnym szybkim finałem , ostatecznie zamknęła.
Obydwoje błyskawicznie zmierzali do końca schadzki, Piękny Adonis był zadowolony ,że zaliczył kolejna naiwną , bo trzeba wiedzieć, że nic sobie nie robił z niedociągnięć w sztuce kochania, nic nie było w stanie zakłócić jego samouwielbienia. Tuż po jego wyjściu Marta rozpłakała się, nie jednak z powodu doznanej zniewagi, bo przecież wypadki chodzą po ludziach, nie płakała też nad beznadziejnością charakteru nieudolnego kochanka, bo co ją to obchodziło. Płakała, bo była kobietą i lubiła sobie od czasu do czasu popłakać, a w tych okolicznościach miała bardzo mocny pretekst.
Prawda była też taka, że dopiero dzisiejsza noc miała przynieść realizację fantazji, o których, tak długo marzyła.

* * *

Marta i Wiktor poznali się na kursie malarskim , choć nie był to kurs w ścisłym tego słowa znaczeniu, mimo że tak brzmiała jego oficjalna nazwa, było to raczej kółko zainteresowań, grupujące ludzi , którzy malowanie traktowali jako swoje hobby, do niczego nie zobowiązujące ,ale dające upust potrzebie artystycznej ekspresji, w takim zakresie w jakim ta potrzeba była silna, a więc w stosunkowo niewielkim. Choć oczywiście uczestnictwo w tego typu niszowym przedsięwzięciu było też często powodowane chęcią zabicia czasu, próbą poznania ciekawych ludzi ,czy najzwyklejszą ochotą wybicia się ponad codzienność, tak dla siebie samego , czy nierzadko dla wyróżnienia się w bezosobowym tłumie, bo przecież nazwanie się malarzem jest nobilitujące i robi wrażenie w towarzystwie. Niezależnie od pobudek, które powodowały kursantami, wszyscy byli zadowoleni i z wielką radością brali udział w cotygodniowym spotkaniu w specjalnie do tego przygotowanej i opłaconej salce w domu kultury , bo przecież kultywując jakiekolwiek hobby, należy robić to dla przyjemności, w taki sposób , by przyjemność czerpać mogli też inni współuczestnicy, a przypadkowy dobór osób uczestniczących w tym, jakby nie było, elitarnym towarzystwie pozwolił na takie właśnie obcowanie ze sztuką. Każdy pochodził z jakiegoś środowiska, każdy wykonywał jakiś zawód, jednak przez dwie godziny co czwartek, wszyscy o tym zapominali, nikt nie starał się wywyższać, czy to z racji pozycji społecznej, a już tym bardziej z powodu rzekomego talentu, który to miałby posiąść w stopniu większym niż pozostali. Były oczywiście osoby, które wyróżniały się tak umiejętnościami, jak i osobowością , co jest naturalne w każdej mniej lub bardziej sformalizowanej grupie ,a do tych osób, w tym akurat gronie, należeli właśnie Marta i Wiktor.
Marta była piękną platynową blondynką, obdarzoną wspaniałym szerokim uśmiechem i tym czymś nieokreślonym, co powodowało, że mężczyźni lgnęli do niej i o dziwo ,lgnęły do niej też kobiety, bo trzeba wiedzieć, że Marta świadoma czaru jaki rozsiewała dookoła siebie, nie obnosiła się sobą, a co za tym idzie, nie wzbudzała zazdrości innych dam, co więcej one przebywając w jej towarzystwie , zyskiwały, tak jakby odbijało się w nich światło, z niej bijące . Jej obrazy nie były skomplikowane, można powiedzieć, że były wręcz proste, przesłanie w nich zawarte ograniczało się do radości i szczęścia, jakie autorka musiała czerpać z życia, na płótno przelana była cała słodycz i ciepło, które przylgnęło do Marty. I tak jak każdy dowcip wydaje się nad wyraz zabawny, gdy słuchamy go będąc pod wpływem marihuany, mimo że w rzeczywistości jest przeciętny, tak jej obrazy zyskiwały na tym , że były jej autorstwa, bo nie wiedząc o tym , nie znając malarki i nie będąc pod jej wrażeniem, nie ocenialibyśmy ich tak wysoko , traktując je za dość powszednie. Trudno jest zdefiniować to coś, co czyniło z Marty tak wyjątkową kobietę, bo trudno jest opisać, dlaczego ktoś świeci jasnym blaskiem, a dlaczego ktoś jest mało interesujący i zawsze odsuwany na bok , trudno to wytłumaczyć tylko nadzwyczajną urodą i intelektem, bo wbrew pozorom takie połączenie u kobiet jest dość częste, Marta była jednak skromna i co ważne nie w sposób sztuczny, lecz naturalny, ale jednocześnie całe jej jestestwo zdawało się mówić: „ wiem jaka jestem , to nie jest ani moja wina, ani moja zasługa, nie zazdrość mi , bo mimo wszystko nie będę za siebie przepraszać i choć jest mi z tym dobrze ,to nie widzę powodu byś mnie aż tak uwielbiał”. Tak była odbierana i taką ja wszyscy kochali.
Wiktor w pewnym sensie stanowił przeciwieństwo blondynki, nie był przystojny, choć bez trudu w rysach jego twarzy dostrzec można były minioną świetność, lecz to co było uderzające to bezczelne spojrzenie, które kontrastowało z jego kulturą osobistą i elegancją słów. Jego charakterystyczny sposób bycia powodował ,że rozmówca , czuł, że bierze udział w grze, bo mimo kurtuazji i szykowności, jego oczy zdawały się wyśmiewać , a wręcz wyrzucać , że został zmuszony do prowadzenia konwersacji. Czym uprzejmiejsze były słowa i ruchy Wiktora, tym bardziej jego wzrok zdawał się mówić : „daj mi święty spokój”. A trzeba wiedzieć, że rozmowa z Wiktorem była zawsze interesująca, bo był on nie tylko erudytą, posiadającym szeroką wiedzę i możliwość wypowiedzenia się na każdy temat , lecz także empatą , co przecież tak rzadko idzie w parze z egocentryzmem, które choć ukrywany za zasłoną słów, przebijał się przez nie od czasu do czasu, zaś najbardziej zauważalny był w chamstwie oczu. Był tym typem człowieka, który odpycha i przyciąga jednocześnie i co najgorsze nawet u osób bardzo pewnych siebie powoduje niezrozumiałą, nieodpartą potrzebę akceptacji, tak jakby zarzucał niewidzialne sidła , z których ciężko było się wyplątać. I nawet jeśli praktycznie każdy, był w stanie, po upływie odpowiedniego czasu zostać przyjęty do grona jego znajomych, to zawsze istniało ryzyko, że ni stąd, ni zowąd , bez podania żadnej przyczyny, będzie z tego grona wykluczony. Jego obrazy były słabe warsztatowo ,ale zaskakiwały różnorodnością tematyki , manipulowały i mieszały stylami. W jednym obrazie można było dostrzec wpływy jednocześnie dadaistyczne, pointystyczne i surrealistyczne i choć takie połączenie wydaje się niedorzeczne , to tylko sobie znanym sposobem ,potrafił stworzyć z tego jedną sensowną całość . Czasami przesłanie było oczywiste, wręcz banalne, a czasami skomplikowane, tak że musiał je tłumaczyć, najczęściej jednak jego dzieła nie miały żadnego przekazu, a zapytany, co chciał przedstawić , wymyślał coś naprędce. Bo tak jak on, bawił się ludźmi, tak jego obrazy kpiły z obserwatorów.
Marta otoczona wszystkimi i Wiktor otoczony wybrańcami nie zakłócali swoich orbit oddziaływania i rzadko ze sobą rozmawiali, starając się ograniczać do kulturalnej wymiany uprzejmości, co oceniane było przez pozostałych, za niechęć do niepotrzebnego zderzenia się dwóch wybijających osobowości, niechęć mającą na celu zachować status quo i miłą atmosferę na zajęciach. Prawdziwa przyczyna takiego stanu rzeczy leżała jednak gdzie indziej.
Już za pierwszym razem kiedy na siebie spojrzeli, zrozumieli, że ich dusze patrzą w lustro, wstydzili się wzajemnej bezbronności i pierwszym w ich życiu rozszyfrowaniem wnętrza, bo przecież prawdziwie drugą osobę poznać może tylko osoba, która czuje, to samo , a błędem jest sądzić, że prowadzi to do powstania przyjaźni, czy, w przypadku jeśli mamy do czynienia z kobietą i mężczyzną, do miłości, bo przerażająca jest świadomość, że druga strona wie wszystko o mnie i że wie, że ja wiem wszystko o niej, szczególnie jeśli prawda jest tak okrutna. Obydwoje należeli do ludzi pochowanych już za życia, bo choć w ich żyłach pulsowała krew, w ciele odbywały się wszystkie procesy biologiczne, ich umysły funkcjonowały należycie, to martwe były ich dusze. Martwica duszy jest zjawiskiem nie opisanym przez naukowców, nie analizowanym przez moralne autorytety, nie ocenianym przez filozofów, często bywa mylona z depresją, znieczulicą , czy jakąkolwiek inną formą zaburzenia zdrowia fizycznego, psychicznego lub kręgosłupa moralnego. Osoba mająca martwą duszę nie jest chora w medycznym tego słowa znaczeniu, ani na ciele , ani na umyśle, osoba taka nie jest zła, ani dobra, bo dusza funkcjonuje poza tym dychotomicznym podziałem, zdecydowanie jest jednak nieszczęśliwa. Martwa dusza utraciła możliwość kochania i co jest jeszcze bardziej przerażające utraciła wiarę w to ,że pokochać jeszcze będzie mogła i pogodziła się już z tym, bo przecież nie można walczyć z czymś, co jest nie do zwalczenia. Martwa dusza nie jest w stanie wzbić się także do jakiegokolwiek innego uczucia jak przyjaźń, nienawiść, zazdrość , radość, smutek, złość. I niej jest to efekt jakichś mniej lub bardziej traumatycznych przeżyć, dusza umiera nagle i tak jak jest w przypadku ciała , nie ma możliwości zmartwychwstania, zaś człowiek, który nosi nią w sobie zdaje sobie z tego całkowicie sprawę, zwłaszcza że dusza staje się wtedy niezwykle ciężka , a noszenie jej jest niezmiernie bolesne. Różne są reakcje osób, których dopadła ta metafizyczna przypadłość, zdarza się często , że staczają się, popadają w nałogi ,wiecznie uciekają, starają się zerwać wszelkie dotychczasowe więzi, nigdy jednak nie próbują zakończyć swój żywot, jak to ma miejsce w przypadku osób cierpiących na depresję, bo w odróżnieniu od tych nieszczęśników zdają sobie sprawę , że życie jest wielkim darem, zwłaszcza w obliczu tego, że są świadomi iż nigdy więcej kolejnej szansy nie dostaną , bo tak jak ciało jest tylko siedliskiem duszy i może być zmieniane wielokrotnie, tak, te tak zwane astralne ja, umierając przedwcześnie przed ciałem ,nie pozostawia żadnych nadziei na jakąkolwiek możliwość kontynuowania egzystencji. Człowiek z martwym duchem w środku jest już tylko namiastką istoty żyjącej , lecz mimo to skupia się usilnie na tym, by ostatnie swoje wcielenie, poprzednich nie znając, przeżyć, dostarczając jak najwięcej wrażeń resztkom swojej ziemskiej powłoki, a więc ciału, osobowości, charakterowi , świadomości i wszystkiemu temu, co czyni , że jesteśmy jednostką , z wyjątkiem uczuć, bo te zamieszkują i pochodzą z martwej już przecież duszy. Ludzie , których wnętrze opustoszało są samotnikami, unikają innych , bo po co im inni, skoro nie mogą obdarzyć ich żadnymi uczuciami, a szczególnie już unikają się wzajemnie, bo tylko przypominali by sobie o nieszczęściu, jednak jest pewna grupa, a do nich należy Marta i Wiktor, którzy potrafią nosić to brzemię z godnością i potrafią przygłuszyć pustkę, poprzez karmienie się surogatami uczuć, wypełniając czas kontaktami z innymi, bo trzeba wiedzieć, że tak jak ślepcom wyostrza się słuch, tak brak uczuć wyostrza inne zmysły jak intelekt , poczucie sztuki, itd., co powoduje ,że stają się atrakcyjnymi towarzyszami przeżyć. Marta przybrała pozę uwielbianej i kochanej blondynki , zaś Wiktor gra rolę niedostępnego ,pewnego siebie intelektualisty. I właśnie dlatego unikali się na kursie malarskim, bo wstydzili się swojej postawy, a jednocześnie kpili z postawy drugiej strony.
Wszystko jednak zmieniło się, gdy pojawiła się ona.
Lidka była młodsza, miała dwadzieścia dwa lata i była niezwykła, dołączyła do kursu już w trakcie trwania, ale nie przeszkodziło jej to w tym , by zostać przez wszystkich polubiona i żeby zdążyć wszystkich polubić. Była uprzejma, kulturalna, wesoła i chwaliła obrazy wszystkich kursantów, smuciła się, jak komuś czyjś obraz się nie podobał i starała się mu wyjaśnić, dlaczego jest w błędzie, ale robiła to w taki sposób, by z kolei nie urazić , tego , któremu dane było, okazać nieco krytyki innej osobie. Jeśli przekonała malkontenta do swojej racji i ten pochwalił omawiane dzieło, uśmiechała się szczerze i szła dalej siać radość i szczęście, jeśli zaś jej próby spełzły na niczym, smuciła się jeszcze małą chwilkę, bo dłużej nie potrafiła i szła dalej siać radość i szczęście. Była słodka , dla każdego miała dobre słowo i zazwyczaj dobre słowo otrzymywała w zamian , gdy jednak, ktoś opacznie lub będąc już nieco znużony jej pochlebstwami, odburkiwał coś niemiłego pod nosem, co oczywiście zdarzało się rzadko, patrzała z naiwną miną, jakby mówiąc : „jak to? przecież tak nie można” , poczym udawała się do innej sztalugi, by tam dać i otrzymać dobro . Było jej wszędzie pełno , podziwiała i kochała wszystkich, życie jej wypełnione było bezgranicznym szczęściem , którego było w niej tak dużo , że musiała dzielić się z nim innymi, czy tego chcieli, czy nie. Miała jeszcze ta irytującą cechę, że wszystko, co robiła, ograniczać się musiało tylko do takich rzeczy, które robić wypadało, bo jeden z elementów, na którym polegało jej sianie dobroci, opierał się na wypełnianiu oczekiwań innych, bo dzięki temu czyniła ich szczęśliwymi. Była typem dziewczyny, której przyszłość mogła skończyć się tylko w dwojaki sposób, mogła rozpocząć karierę zawodową i ciężko pracować, lub też zostać czyjąś żoną i wychowywać dzieci. Wydawać by się mogło , że te dwie opcje, jakie stoją przed kobietami w dzisiejszych czasach na tyle się wykluczają, że już po charakterze dziewczyny na długo przed podjęciem decyzji ,widać czego chce i w czym będzie czuła się dobrze, jednak dla Lidki było to obojętne, najważniejsze, że oba warianty są społecznie akceptowane i wypełniłaby w obu sytuacjach oczekiwania i za każdym razem byłaby dzięki temu szczęśliwa. Co więcej gdyby w odbiorze społecznym , wskazane i powszechnie szanowane było bycie prostytutką , to mogłaby nią zostać, tak samo , jak i przykładowo alkoholiczką, czy narkomanką , jednak skoro takie osoby są potępiane, to nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogłaby podzielić ich los. Nie była jednak snobką i nikim nie pogardzała, chyba, że została akurat zmuszona do wypowiedzenia się na temat osoby ogólnie pogardzanej, bo w takich sytuacjach, mimo że wolna była od wszelkich negatywnych uczuć, chcąc zadowolić słuchaczy, potrafiła się źle o kimś wypowiedzieć, lecz szybko starała się dodać inne uwagi, nawet jeśli były nie na temat, zmierzające do podzielenia się swoim szczęściem.
Miała największy talent z wszystkich kursantów, lecz przykro jej było z tego powodu i często specjalnie psuła swoje obrazy, czy też nie dopracowywała, bo mogłyby wzbudzić zazdrość , a ona nie chciała, by cokolwiek co wyszło z jej ręki, budziło u kogoś podłe uczucia, wolała podziwiać, niż być podziwiana, spełniać oczekiwania i nie wybijać się ponad innych. Wierzyła , że wszyscy są z natury dobrzy i jeśli grzeszą czasami to tylko omyłkowo, należy ewentualnie delikatnie zwrócić im uwagę i dając wzór samym sobą przekonać, że tylko bycie dobrym jest miłe i przyjemne.
Szybko dołączyła do grona skupionego wokół Marty, bo wszyscy ją uwielbiali, a więc i ona musiała. Z czasem nie odstępowała jej prawie na krok, a Marta choć zniesmaczona tą sytuacją, nie chciał pokazać, że jej to przeszkadza i nawet zachęcała Lidkę do zacieśniania tej znajomości. Słodycz lejąca się z ust młodszej koleżanki i wręcz bezgraniczne uwielbienie zaczęło wywoływać pogardę u blondynki. Lidka była jednak przeszczęśliwa w jej towarzystwie, a będąc wypełniona wiarą w ludzkie dobro, nie była w stanie domyślić się prawdziwych myśli swojego ideału. Zaczęły spotykać się poza kursem, razem chodziły na zakupy, do kina ,do pubów , odwiedzały się ,zostały przyjaciółkami.
Istnieje specyficzna więź między dwoma przyjaciółkami, która polega na tym, że ta piękniejsza przyciąga adoratorów, a ta mniej urodziwa , korzystając z powodzenia koleżanki , pełni funkcję niejako służebną, będąc mniej obdarzoną w kobiece wdzięki, jest uzupełnieniem mającym na celu podkreślać walory tej , która pełni role gwiazdy, jednak nie robi tego za darmo, bo w zamian przecież znajduje się w centrum wydarzeń ,ma możliwość obcowania z tymi wszystkimi, którzy lgną do przyjaciółki, a nie byłaby w stanie osiągnąć tego samoistnie. Taka relacja opiera się więc na swoistej symbiozie , choć toksyczność takiej przyjaźni, opiera się w dużej mierze na ukrywanej zawiści słabszej w stosunku do silniejszej ,przemieszanej ze strachem przed odrzuceniem oraz drwiną i poczuciem wyższości piękniejszej ,połączonymi z obawami, że zostanie opuszczona. I tak wyglądała relacja miedzy nimi na zewnątrz, jednak prawda była inna, gdyż obie ,choć grały swoje role idealnie, nie wpasowywały się w wyżej opisany schemat. Lidka nie była wcale dużo brzydsza i jeśli mogła sprawiać takie wrażenie, to był to tylko efekt celowego niechlujstwa w makijażu, fryzurze, czy sposobie ubierania się, bo tak jak nie chciała przelać na płótno całego swego talentu, tak nie chciała też być piękną , by nie budzić zazdrości innych kobiet i co ważne, jej uwielbienie dla Marty było szczere, bo była tego typu osobą, która pragnęła na wszelkie możliwe sposoby uszczęśliwiać innych. Marta powoli zaczęła uzależniać się od przyjaciółki , będąc niezmiernie nieszczęśliwa głęboko w środku, przy Lidce potrafiła o tym zapomnieć, bo jak nie zapomnieć , przebywając z kimś, kto jest wypełniony radością życia aż po brzegi i po raz pierwszy było jej smutno, że nie może się jej zwierzyć ze swojej sytuacji, bo Lidka poznawszy rozmiary tragedii , na pewno opuściłaby przyjaciółkę, nie mogąc funkcjonować tam gdzie wieje smutkiem i zimnem. Na domiar tego, a pewnie także w wyniku tego, zaczęła odczuwać silny pociąg seksualny do młodszej koleżanki, a jej ciało, podziwiane pod prysznicem podczas wspólnych wypadów na basen, zaczęło śnić się jej po nocach, zwłaszcza obfite , lekko opadające piersi, zakończone olbrzymimi brodawkami, które kontrastowały z niewielkim biustem Marty. Była hetero i choć zdarzyło się jej eksperymentować już z kobietami , co nawet mile wspominała, to jednak nie spodziewała się, że inna kobieta może tak na nią oddziaływać. , w sposób iście narkotyczny, bo przebywając z Lidką , Marta wypełniała drzemiąca w jej pustkę szczęśliwością przyjaciółki, lecz w chwili gdy odchodziła ciężar jej martwej duszy zwiększał się wielokrotnie , przez co cierpiała po stokroć. Nie mogła się jej pozbyć i nie mogła być z nią dłużej.
Lidka nie mogła usatysfakcjonować się jednak tylko znajomością z Martą, musiała też wejść w grono wyznawców Wiktora, bo skoro inni go wyznawali, ona nie mogła stać z boku i tylko się przyglądać. Tutaj sprawy nie były tak proste ze względu na specyfikę relacji między Wiktorem a jego świtą, co więcej mężczyzna dość długo, dłużej niż w przypadku innych adeptów, odtrącał starania dziewczyny. Wynikało to w dużej mierze z tego, że z politowaniem patrzał zawsze na osoby, które tak chcą nieść dobrą nowinę i tak bardzo chcą postępować zgodnie z narzuconymi przez innych standardami, samemu będąc renegatem z wyboru i niepokornym nawet wtedy, gdy taka postawa nie miała żadnego sensu i mogła wydawać się tylko śmieszna. Był jednostką aspołeczną, co stawiało go na zupełnie przeciwnym biegunie, w stosunku do Lidki, która chciała by wszyscy darzyli się bezgraniczną miłością. Mimo to dziewczyna nie zrażona , lekko kąśliwymi uwagami i delikatnymi sugestiami, że nie wpisuje się w schemat członków hermetycznego grona bałwochwalców obrazów Wiktora, ponawiała próby przedostania się w te grono, tak że z czasem jej czasowa obecność przy sztaludze Wiktora, bo przecież ciągle musiała pełnić honory największej orędowniczki Marty, stała się stałym elementem cotygodniowych spotkań artystów amatorów, aż w końcu w pełni zaakceptowana stała się pełnoprawnym członkiem tego quasi elitarnego światka. Wiktor z przykrością zaczął zauważać, że jej obecność jest dla niego coraz bardziej istotna i myśli o niej intensywnie także po zajęciach, co zaowocowało kilkoma nie zobowiązującymi, przelotnymi spotkaniami poza salą malarską, i poczuł nieodpartą potrzebę uwiedzenia , tego, jakby nie było, męczącego w swym charakterze dziewczęcia. Zaintrygowany był tym niepokojącym uczuciem tęsknoty, które budziło się w nim z każdym rozstaniem z kobietą, do tego stopnia iż zaczął myśleć, że się zakochał, co przecież było całkowicie niemożliwe. I tak Lidka nieświadoma pożądania jakie wzbudzała u swoich idoli, bo trzeba wiedzieć, że jej bezgraniczne uwielbienie do ich obojga od samego początku opierało się tylko na tym i nigdy nie przerodziło się w nic poważniejszego, osiągnęła swój cel, jakim była możliwość spędzania z nimi czasu. Jednak to nie wystarczyło Lidce, ambicją jej było by Marta i Wiktor, dwoje ulubieńców, poznało się bliżej , bo chciała mieć ich dla siebie razem , by móc sławić i uwielbiać ich jednocześnie. Posunęła się więc do małego podstępu i umówiła się w tym samym miejscu z każdym z osobna na wspólny wypad na piwo.

* * *

- Mam nadzieję, że nie macie do mnie pretensji, że pozwoliłam sobie nie wspomnieć wam , że będziemy tu razem. Zauważyłam, że z niezrozumiałych względów unikacie się, a ja chciałam wam coś zaproponować i chciałam to zrobić w jednocześnie. – rozpoczęła gdy już minęło pierwsze zdziwienie i siedzieli wygodnie w fotelach przy pokalach wypełnionym piwem.
- Nic się nie stało – odparł Wiktor.
- Wszystko w porządku – dodała Marta.
Lidka poczuła się w obowiązku umilać czas rozmową, żeby rozwiać atmosferę podejrzliwości i złamać lody pomiędzy jej ulubieńcami. – Wiesz Wiktor, bardzo podoba mi się twój najnowszy obraz, zawsze się zastanawiam skąd bierzesz pomysły na połączenie dwóch tak różnych artystów, bo przecież w twoim obrazie widać wpływy Beksińskiego i Salvadora Dali. Wiem , że obaj są surrealistami, ale przecież tak odmiennymi, to jak połączyłeś płonącą żyrafę z tym ohydnym pełzającym stworem jest fenomenalne, a te dodatki w tle, żywcem wyjęte z pop kultury. Powiedz mi ,ale szczerze. Czy to nie czasem Che Guevarra wyjada cos z puszki po Uncle Ben’s ? Powiedz , co miałeś na myśli.
Wiktor tak jak zazwyczaj nie miał nic na myśli malując ten obraz i choć mógł tak jak zawsze wymyślić szybko jakąś błyskotliwą ideę, której miały przyświecać przedstawione na płótnie sceny, to nie chciał wygłupiać się przed Marta, która jako jedyna wiedziała , co w nim siedzi i wiedziała, że wszystko co robi , nie ma większego sensu, tak jak omawiany obraz. – Nic konkretnego. – odrzekł.
Ach . Rozumiem. Nie chcesz zdradzać, chcesz , by każdy domyślił się sam. Cudownie. – Ciągnęła niczym niezrażona. – Marta . Podoba mi się niezwykle, jak ujęłaś martwą naturę na ostatnich zajęciach. Takie to jest przejrzyste, klarowne i takie ciepłe. Wspaniałe. Jak ty to robisz ?
Po prostu maluje, jak potrafię . – odpowiedziała Marta, która też nie chciała popadać w śmieszność przed mężczyzna, bo tak jak i on wiedziała, że jeśli ktokolwiek posiada rzeczywisty talent z ich trojga, to była nią Lidka, a rozwodzenie się nad swoją twórczością w obliczu tego faktu , było krępujące i choć pozwalała sobie na to w gronie swoich adoratorów, to tylko dlatego, że oni nie potrafili się na tym poznać.
Z czasem Lidka doprowadziła do powstania złudnej nici porozumienia między Martą i Wiktorem, co bardzo ją cieszyło, dlatego nie mogła więc wyjść z olbrzymiego poczucia szczęścia, które wręcz namacalne było wokół niej całej. Nie była jednak w stanie usłyszeć rozmowy, która toczyła się między nimi, bo toczyła się ona bez słów, tak jak może tylko pomiędzy ludźmi z martwymi duszami. Obydwoje uzmysłowili sobie, że ich stosunek do Lidki jest jednakowy, pogardzają nią , a jednak nie mogą się od niej uwolnić, obydwoje też pragną ja w sposób iście zwierzęcy pozbawiony jakiegokolwiek ludzkiego uczucia, do którego nie byli zdolni. Obydwoje zastanawiali się , dlaczego Lidka wzbudziła u nich takie niezdrowe przywiązanie i dopiero w chwili, gdy zobaczyli, że dotyczy to także innej osoby, takiej jak oni , zrozumieli istotę tego zjawiska.
Lidka była zawsze radosna, zawsze szczęśliwa i chciała, by inni tez tacy byli, radość rozsiewała dookoła siebie i większość ulegała temu wpływowi, oni zaś byli martwi w środku i zazdrościli jej potajemnie tej cechy, nigdy nie będąc w stanie być , tacy jak ona. Była jednak szansa , choć przez chwilę poczuć tą radość i taką szansę dawała Lidka, trzeba było wyssać z niej cała pozytywną energię, pławić się tym zastępczym szczęściem przez możliwie krótki czas, bo tylko skondensowanie tego efektu mogło dać im tą chwilową ułudę posiadania żywej duszy. Ich podświadomość wyczuła to , zanim świadomość do niej dołączyła i dlatego tak bardzo pożądali jej fizycznie, bo tylko poprzez uwiedzenie i najbardziej inwazyjny sex mogli osiągnąć swój cel, lecz co istotne, nie przy użyciu przemocy, Lidka musiała tego chcieć tak bardzo jak oni, bo tylko w ten sposób można było wyciągnąć z niej , to co było w niej najlepsze, niczym wampir wysysając krew. Po wszystkim należało ją odrzucić, jak zużytą lalkę. I możliwe to było tylko za pierwszym razem , bo nie ulegało wątpliwości, że po takim doświadczeniu Lidka nie będzie już nigdy taka sama. Zdali sobie sprawę z tego jednocześnie, patrząc sobie w oczy.
Lidka poszła do ubikacji.
- Trzeba się chyba , jakoś umówić. Co? – przerwał milczenie Wiktor.
- Niech chociaż jedno z nas osiągnie cel. Nie przeszkadzajmy sobie nawzajem. - odparła Marta.
- Proponuję nie spieszyć się . Jak któreś z nas się zdradzi , to drugie tez na tym straci . trzeba poczekać do odpowiedniej sytuacji i wtedy niech się rozstrzygnie.
- Umówmy się może , że zaczekamy do takiego dnia jak dzisiaj, kiedy będziemy tylko w trójkę i niech wtedy wygra lepszy. – dodała dziewczyna.
- To uczciwa propozycja. Zgadzam się.
- A więc zgoda.
I rzeczywiście żadne nie zamierzało oszukać drugiej osoby, i choć każde z nich chciało zrealizować swoje marzenie, to znając swój los, znali los drugiego i szanowali swój ból wzajemnie. Wróciła Lidka.
- O czym rozmawialiście? – zapytała.
- O szczęściu. – odpowiedzieli oboje.
- To cudownie, bo mam wam coś do zaproponowania.

* * *

Tego piątku gdy Wiktor miał poznać Ewelinę, a Marta zaprosić do siebie Andrzeja , Lidka udała się do supermarketu na zakupy. Nie mogła się na nic zdecydować, bo chciała przygotować coś wyjątkowego i mimo ,że gotowała wyśmienicie i miała zawsze tysiące pomysłów ,tym razem bała się , że nie wypadnie tak , jak tego sobie życzyła. Stała przy stoisku z mięsami, przyglądała się wszystkim sztukom mięsiwa i już w chwili ,gdy chciała kupić baraninę, bo wołowina , czy wieprzowina wydała się jej zbyt trywialna na sobotnią okazję, zawahała się , bo co jeśli nie uda się jej tak przyrządzić , by była idealnie miękka, a nie jest przecież to takie proste i co jeśli goście , a mieli być wyjątkowi , uznają ten rodzaj mięsa za zbyt toporny i mało subtelny. Może dziczyzna była by lepsza? Ależ nie, to jest dobre na ognisko a nie na jutrzejszą uroczystość. Udała się do ryb. Wszystko już było , wszystko było tyle razy przerobione. Co robić ? Jak zabłysnąć ? Ostatecznie zdecydowała się na rybę oceaniczną, pangę, która świeciła ostatnio triumfy na miejskich stołach i wszystkim jednakowo smakowała. Co roku pojawia się jakiś nowo co odkryty gatunek ryby, która szturmuje wszystkie sklepy i tak jak niespodziewanie pojawia się w menu, nagle znika ustępując miejsca innej nowości, tak było już z halibutem i kergueną, które nie są już tak popularne. Panga nie ma ości , a delikatnością przypomina dorsza , dlatego zwana jest chińskim dorszem i choć złośliwi zastanawiają się, czy nie jest ona czasem produkowana w tych samych fabrykach co sprzęt elektroniczny, to jednak każdy chwalił jej walory smakowe. Lidka postanowiła zrobić rybę w sosie kaparowym, który nie tylko podkreśla smak ryby , to jeszcze dodaje całemu daniu romantyczności , bo kapary nie są ani warzywami, choć przypominają groszek , ani tym bardziej owocami. Kapary to kwiaty rośliny, zrywane kiedy jeszcze się nie rozwiną, bo czym mniejsze paczki tym lepsze.
Tak. Będziemy malować obrazy i jeść kwiaty. Czy to nie wspaniałe? – podnieciła się dziewczyna i poszła dokupić jeszcze szafran. Dwa tygodnie temu zaproponowała Marcie i Wiktorowi wspólne malowanie obrazów w jej domu, przez sobotę i niedzielę, w trakcie gdy rodzice wyjechali na urlop. Obydwoje się od razu zgodzili, czym mile ją zaskoczyli, bo obawiała się , że będzie zmuszona dłużej ich przekonywać. Wszystko już było praktycznie przygotowane , płótna, farby, sztalugi, pozostało już tylko zrobić coś do jedzenia
Następnego dnia gdy podekscytowana Lidka przygotowywała wyborne danie, Marta wpatrywała się w pas , który zamierzała kupić , pas zakończony był dwudziestokilkucentymetrową wypustką, kształtem przypominającą penisa. Zastanawiała się chwilę , czy dobrze robi, trwało to jednak tylko chwilę , poprosiła jeszcze o krem do seksu analnego, zapłaciła i wyszła z sex- shopu. Wiktor w tym samym czasie dokańczał transakcji zakupu dwóch gramów marihuany, miał już wszystko czego potrzebował, dwie butelki ciężkiego wina Malaga i kajdanki. Był gotowy.
Lidka usłyszała dzwonek do drzwi, a więc pierwsze z nich już jest, pobiegła do drzwi , te dwa tygodnie dłużyły się koszmarnie, ale sobota w końcu nadeszła a z nią przecudowne, wspólne, całonocne rozkoszowanie się malarstwem.
Nie mogę się już doczekać tych uniesień, to będzie najpiękniejsza noc w moim życiu. – pomyślała.


KONIEC
 
Marcin Rajski
Gość





 PostWysłany: Czw 20:41, 03 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

to dla tych , co nie wiedzą, jak się ruchanie opisuje
 
Książę Półkrwi
Gość





 PostWysłany: Czw 20:55, 03 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

no, trzeba było prowokacji BlackAngel żebyś tego
evergreena wkleił, leniu; zapodaj jescze leksykon dziwek
txt bdb
 
cieniu1969
Administrator


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 6420
Przeczytał: 0 tematów


 PostWysłany: Czw 20:57, 03 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

no ja pierdole
rajski ochujałeś!

kurwa mać trzeba było jeszcze dłuższy wkleić...
ja tam o ruchaniu nie piszę...bo nie umiem

a tosobie przeczytam jak nerw bedę miała wyciszony:)
 
Zobacz profil autora
Gość






 PostWysłany: Czw 21:25, 03 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

tak jak Maneki :D ale w najbliższym czasie postaram się przeczytać. Jestem ciekawa ale
ból brzucha udaremnia moje starania :(
 
lentylek
Gość





 PostWysłany: Czw 21:29, 03 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

to jeden z moich ulubionych kawalkow ciebie
 
Marcin Rajski
Gość





 PostWysłany: Czw 22:10, 03 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

podobał mi się twój dekolt dzisiaj
 
lentylek
Gość





 PostWysłany: Czw 22:23, 03 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

był specjalnie dla ciebie misiu
 
Marcin Rajski
Gość





 PostWysłany: Czw 22:27, 03 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

:)
 
Gość






 PostWysłany: Czw 23:52, 03 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

nie kumam was :D to podejrzane! :)
 
BlackAngel
Gość





 PostWysłany: Pią 0:57, 04 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

Martin:) muszę Ci powiedzieć, że chociaż dłuższej prozy to zamieścić tu nie mogłeś to warto było przeczytać.
W pierwszej części monolog Eweliny rozbawił mnie do łez:))
Całość w treści bardzo bogata i powiem Ci, że świetnie się czytało...no małe załamanie wystąpiło chwilę przed pomysłem Lidki, by umówić się na wspólną kolację, choć to pewnie z oczywistych względów,gdyż bardzo męczące dla oczu jest czytanie tak długich tekstów na monitorze.
Jeszcze jedno, bardzo byłam ciekawa owej nocy tych trojga, ale ten kłujący niedosyt ustępuje podziwowi dla autora, że zostawił nam jakże słodką furtkę dla wyobraźni.

Ps. co to są pokale?:), a i troszkę literówek się trafia, jeśli chcesz można to poprawić.
 
Gość






 PostWysłany: Nie 15:31, 06 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

Na wstępie napiszę, że na pisaninie się zbytnio nie znam. W końcu udało mi się przebrnąć przez tekst. Wydaje się dobrze napisany, ciekawy itp. Tylko jakoś tak mało tych konkretów..:D
 
tempeltuttle
Gość





 PostWysłany: Nie 19:34, 06 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

pokal to szklanka do piwa, ale tak długiego tekstu nie chce mi się czytać z monitora a na wydruk szkoda mi kartek. Chyba że Rajski pożyczy mi swój kawalerski pamiętnik, bo tam pewnie niewiele wspomnień - to się zadrukuje.
 
BlackAngel
Gość





 PostWysłany: Nie 19:37, 06 Kwi 2008    Temat postu: Back to top

tempeltuttle:) dzięki, że mi objaśniłaś co to są pokale:)
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Pisanina Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach