Forum  Strona Główna
Poezja dla ciebie.


argentyńskie tango

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Pisanina
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Marcin Rajski
Gość





 PostWysłany: Czw 19:20, 16 Paź 2008    Temat postu: argentyńskie tango Back to top

Spałem od 8:00. Obudziłem się około 11:00. Rozejrzałem się dookoła. Pomieszczenie było w żałosnym stanie. Na ziemi walały się butelki od piwa. Na stole leżał niedojedzony kurczak i plastikowe opakowanie po zielonej przyprawie Hallapenos. Ściany były brudne. Po jednej stronie było poziome wgłębienie w murze, wywołane kilkunastomiesięcznym bujaniem się na krześle. Leżałem na łóżku, które śmierdziało nie tylko alkoholem, ale też wymazami Szuma i jego licznych kochanek, które zwykł tutaj zapraszać. Zjawił się już Petas. Siedział na oparciu i pił psyta.
- Daj jedno. – zagadałem.
Rzucił mi puszkę, która przy otwieraniu wydawała przyjemny dźwięk , pssst. Otworzyły się drzwi. Z biura przylegającego do zaplecza, w którym się znajdowałem, wyszedł Norbert.
- Przyszedł ten koleś, co dał w piątek zadatek. Chce podpisać umowę. – powiedział do mnie.
- Przecież mieliśmy go zrobić na utratę zaliczki.
- Jesteś taki mądry, to sam to załatw, pijaku.
- OK.
- Co OK?
- Niech podpisuje.
- Dobra, ale gdzie jest pięćset złotych? – zapytał.
- Nie ma.
- Jak to nie ma? – zaczął coś podejrzewać.
- Normalnie. Nie ma. Przepiłem z Petasem w weekend.
- To mu to teraz, kurwa, wytłumacz. – zrobił się cały czerwony.
- Pierdol się.
Wziął się w garść. Poprawił krawat i wrócił do pracy.

……

Piątek nie był taki zły. Nikt do nas nie dzwonił, że nas zabije. Nikt też zabić nas nie próbował. Norbert był jednak chyba w złym humorze. Wychodząc z dwupokojowego, przerobionego na biuro, poczuł silne parcie na pęcherz. Nie raczył pójść jednak do ubikacji, wyciągnął członka i obsikał cały korytarz, szczególnie celując w emblemat korporacji, której byliśmy pracownikami. Dzień jak co dzień.

…..

Był w formie. Lubiłem, jak był w formie. Rzadko to się niestety ostatnio zdarzało. Umowa nie była duża, ale atrakcją był fakt, że klient przyszedł z adwokatem. Adwokat nie był z wyższej półki. Rozsiadł się jak panisko, prezentując swój nowy garnitur, kupiony najprawdopodobniej na hali targowej koło dworca. Gruby miał ich w garści. Uwielbiałem przysłuchiwać się jak adoruje klientki, teraz dodatkowo, przymilał się do prawnika. Ten rósł w oczach. Podpisała i poszła wpłacić na pocztę pieniądze. Wiedzieliśmy na pewno. Wróci z kwitkiem.
Norbert stracił dawno motywację do „pracy”. Dni jego chwały minęły. Korzystał z mojego zapału nowicjusza. Jednak to jemu zawdzięczaliśmy swobodę i zmianę zaplecza na melinę. Od czasu do czasu wykonywał „służbowy” telefon do siedziby firmy. Rozmawiał z żoną prezesa, którą znał dobrze ze szkoleń. Narzekał na słabe zainteresowanie naszą ofertą. Braki w reklamie. Sam proponował kształt i treść nowej ulotki. Opowiadał o chorej matce, którą się opiekował i o kosztach leczenia. Moja matka chrzestna cierpiała na stwardnienie rozsianej. Trwało to zwykle z półgodziny. Mam wrażenie, że pani Beatka po tej rozmowie miała zepsuty cały dzień, może nawet myśli samobójcze. My natomiast mogliśmy spokojnie pić. Norbert, no cóż, wspomagał wypłatę i dochody dodatkowe, pieniędzmi, które przysyłał mu ojciec, marynarz. Innymi słowy, żyło mu się nie najgorzej.
....
Jak dzwonił domofon, zawsze było małe napięcie. Klient czy odbijak, czyli ten, który umowę już zawarł i oczekiwał pieniędzy. Czasami w słuchawce słychać było piosenkę.
-Kto to taki? Kto to taki? Odbijaki , odbijaki.
Tą przyśpiewką raczył nas Mumin, kolejny wariat, który nas odwiedzał. Dbaliśmy też o formę fizyczną .Rozgrywane były mistrzostwa, w grę, która przypominała nieco squasha . Miała duży stopień skomplikowania, a polegała na rzucaniu zakrętką od Big Łyka o korner ściany, tak by przeciwnik nie mógł jej złapać. Siatkówka biurowa polegała na sklejeniu z dokumentów kuli, oblepionej taśmą i przerzucaniu jej między biurkami. Czasami wychodziliśmy na balkon głównej ulicy w naszym mieście i krzyczeliśmy coś, po czym ten który nie zdążył, wrócić zamykany był na jakiś czas na zewnątrz. Nie zapominaliśmy też o rozwoju intelektualnym. Pobijaliśmy na zmianę rekordy w tetris na telefonie mojego kierownika. Czasem przychodził adwokat, spadkobierca renomowanej kancelarii, znajomy z dzielni, który grał ze mną w szachy.


.......

Francuz, tak go nazwaliśmy, miał firmę handlową w Montpelier. Kroił się jakiś interes i na gwałt potrzebował pieniędzy do założenia filii w trójmieście. Potrzebował sto dwadzieścia tysięcy złotych. Musiał wpłacić dwanaście.
- Ale wie pan, że te pieniądze może dostać za dwa miesiące. – Norbert do niczego się już nie nadawał.
- Jak to? – spytał zaskoczony.
- To znaczy, niech pan się przyjrzy temu punktowi mówiącemu o kompensacie. – szybko wciąłem się w dyskusję. – Oznacza on ni mniej ni więcej, że gotówka na dziewięćdziesiąt pięć procent przyjdzie za dwa tygodnie. – I tu zaczął się długi wywód, którego nie powtórzę. Podobno Mickiewicz też miewał natchnienia, gdy mówił wierszem. I mnie wtedy naszła wena. Przelał na konto spółki całą kwotę.
.....
Wiadomość o postrzeleniu przez odbijaka pracowników systemów argentyńskich w Krakowie, zastała mnie w Łodzi, gdzie otwierałem biuro. Byłem już zmęczony lokalnymi klimatami. Chciałem też na jakiś czas uciec od natrętnej kochanki. Nie bardzo się tym przejąłem, byłem daleko w polu od osiągnięcia limitu, który upoważniał do otrzymania prowizji, kilkukrotnie przewyższającej podstawę wynagrodzenia. Łupałem wszystkich, jak leci w myśl zasady, po nas choćby potop. Wracałem do Norberta po tym małym tournee, gdzie zahaczyłem jeszcze o Zielona Górę. Ludzi tych na oczy już nie zobaczę. Limitu nie zrobiłem, ale i tak mi zapłacili w ramach uznania za mój wkład wniesiony w rozwój firmy i dla polepszenia morale po krakowskich wydarzeniach. Był to z reszta jedyny raz kiedy nie zrobiłem limitu.
....
- Czy wy złodzieje zdajecie sobie sprawę, że nie tylko straciłam osiemnaście tysięcy złotych, ale jeszcze dwadzieścia, które wpłaciłam na poczet zakupu domu? – wrzeszczała rozhisteryzowana odbijaczka.
- Trzeba powoli spłacać i czekać spokojnie na swoją kolej. – odpowiedział Norbert.
- Co wy mi tu pierdolicie? Byłam w prokuraturze, na policji. Jesteście załatwieni.
- Proszę pani. Podpisała pani umowę. Wszystko tam jest. A policją pani nas niech nie straszy. – wtrąciłem swoje trzy grosze.
- Poprzednio miałam dyktafon. I co wy na to?
- Zgodnie z polskim prawem dowód taki, bez naszej zgody nie może być użyty w sądzie. – rzucił znudzonym głosem kierownik biura.
- Zawołam takich ludzi, że wam z dupy nogi porywają.
- Proszę pani, to jest groźba karalna. Może pani za to odpowiedzieć karnie. – wyjaśniłem.
- Przecież mój mąż mnie zabije. On jest Turkiem, jak wróci z rejsu to mnie zmasakruje. – zaczęła się rozklejać.
- Było się z kolorowym nie puszczać – pomyślałem. Niech pani jedzie do siedziby, tam pani pomogą. – dodałem na głos.
.....
Dogorywałem w biurze w mieście wojewódzkim. Było to już szóste, kolejne. Miałem za sobą setki podpisanych umów. Byłych SB-ków, pracowników służb mundurowych, kierowniczkę urzędu skarbowego, polityka, doktora habilitowanego uczelni, w której studiowałem, śmierć na zawał jednego z odbijaków, stoczniowców, budowlańców, rolników, marynarzy, rencistów, emerytów, studentów, właścicielkę Biedronki, która chwaliła mi się, że na kilometr wyczuje złodzieja i wielu innych. A przede wszystkim hektolitry wypitej wódki. Leżała przede mną umowa. Korzystałem z zapału młodej pracowniczki, która nieźle sobie radziła. Sam zajmowałem się reklamą i piciem piwa. Pilnowałem porządku. Wyczuliły mi się zmysły. Wyczuwałem podstawionych policjantów, dziennikarzy i tym podobnych niepożądanych gości. Przed mną leżała umowa. Był ostatni dzień miesiąca. Klient poszedł wpłacić pieniądze do banku. Brak mojego podpisu spowodowałby brak limitu. Tym razem był to policjant, który wierzył w moje słowa. Co robić?
- Ja to pierdolę. Nie podpisuję . Raz limitu można nie zrobić. Nic się nie stanie.
Dziewczynka podbiegła i podpisała za mnie. Znów się udało.
........
Zostałem przyłapany na piciu piwa i paleniu papierosów w biurze, w trakcie szkolenia nowego pracownika. Zostałem dyscyplinarnie zwolniony. Zaczytywałem się w tym czasie w Sun-Tsue i Clausewitzu. Sprawę w sądzie wygrałem, otrzymując z ZUS-u solidne odszkodowanie.


http://www.youtube.com/watch?v=8m4gZ0gM4Js&feature=related
 
wilga
Gość





 PostWysłany: Czw 22:27, 16 Paź 2008    Temat postu: Back to top

Łoł! Świetne opowiadanie i świetna pointa.
/Mam znajomwgo, który swego czasu zajmował się tzw. kredytami argentyńskimi. Miał potem poważne kłopoty i sprawę w sądzie. Jakoś z tego wyszedł. Spotkałam go niedawno. Powiedział, że wszystko ok. i że za tydzień się żeni./
 
Marcin Rajski
Gość





 PostWysłany: Pią 8:19, 17 Paź 2008    Temat postu: Back to top

ja nie miałem żadnych kłopotów z tym nigdy
 
Mia Wallace
Gość





 PostWysłany: Pią 12:14, 31 Paź 2008    Temat postu: Back to top

1. "- Daj jedno. – zagadałem. "
- Spierdalaj - odpowiedział
- Sam spierdalaj - powiedziałem
"Było się z kolorowym nie puszczać – pomyślałem. Niech pani jedzie do siedziby, tam pani pomogą. – dodałem na głos. "
A tutaj chodzi mi o to, że... dobrze byłoby się pozbyc tych dialogów rodem z gimnazjalnego opowiadania. Nie jest ich wiele, ale rażą mnie jak pryszcz na srodku czoła.
2. "Wziął się w garść. Poprawił krawat i wrócił do pracy. "
To też ni w pizdę ni w oko ... może : Zmierzył mnie wzrokiem, poprawił krawat i wrócił do pracy ?
3. "Piątek nie był taki zły. Nikt do nas nie dzwonił, że nas zabije. Nikt też zabić nas nie próbował."
Weź może sobie to jeszcze raz przeczytaj ; )
4. "wyciągnął członka" - zaoszczędź takich detali : )
5. "Adwokat nie był z wyższej półki."
6. "Miała duży stopień skomplikowania."
7. "korner"
Eee... nie dosc, że Anglia złowiła tyle polskiego społeczeństwa, to Ty jeszcze przemycasz, kurwa, jakies kornery do swojego opowiadania. Nie lubię kornerów, progresów, lanczów i innego angielskiego gówna w polskim języku.
8. "trójmieście"
Taka niesmiała sygestia... może Trójmiescie? : )
9. " Oznacza on ni mniej ni więcej"
No niiii, naprawdę ? ; )
10. "Ludzi tych na oczy już nie zobaczę. "
Szyk, szyk, szyk .
11. "Zawołam takich ludzi, że wam z dupy nogi porywają."
Ekhm... z jednej dupy ? ; )


Ale tak poza tym, to wsio ok.
I dobrze w miarę się czytało.


Ostatnio zmieniony przez Mia Wallace dnia Pią 12:26, 31 Paź 2008, w całości zmieniany 2 razy
 
Marcin Rajski
Gość





 PostWysłany: Pią 12:29, 31 Paź 2008    Temat postu: Back to top

bywali tacy klienci, często klientki
którzy wracali i podpisywali umowę po kilka razy

ty też byłabyś jedną z nich
dodatkowo dałbym ciebie Petasowi, żeby się tobą zabawił
oszczędziłbym jednak tobie pieszczot Mumina
bo z łostowickimi pensjonariuszkami umów nie podpisywałem


Ostatnio zmieniony przez Marcin Rajski dnia Pią 12:31, 31 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
 
Mia Wallace
Gość





 PostWysłany: Pią 12:31, 31 Paź 2008    Temat postu: Back to top

Aj, zabolało. Więcej, więcej !
 
Marcin Rajski
Gość





 PostWysłany: Pią 12:37, 31 Paź 2008    Temat postu: Back to top

na pieszczoty to trzeba sobie zasłużyć
muszę teraz zając się innymi dziewczętami
ty i tak będziesz się gdzieś czołgać niedaleko przy mnie
 
Mia Wallace
Gość





 PostWysłany: Pią 12:39, 31 Paź 2008    Temat postu: Back to top

Nie przestawaj.
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Pisanina Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach